Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2009

Sztuka konwersacji

Były takie czasy - najstarsi jeszcze to pamiętają - kiedy do lokalu gastronomicznego przychodziło się w eleganckim stroju, a na posiłek czekało się co najmniej kilkanaście minut. W czasie oczekiwania, biesiadnicy kultywowali sztukę konwersacji. Między przystawką a zupą można było omówić interesy, oczekując na danie główne poflirtować lub porozmawiać o pogodzie, a przed deserem omówić wyjazd na wakacje. Taki schemat obowiązywał w lokalach wyższej klasy, zwanych restauracjami. Inaczej było w stołówkach i barach mlecznych. Tam obiad podawano błyskawiczne, a gość siadał z talerzem tam, gdzie znalazł wolne krzesło. Tam konwersacja już nie była tak dystyngowana, jednak czasem zdarzało się zamienić dwa słowa z przypadkowym współbiesiadnikiem. Bary mleczne to jednak specyficzna kategoria lokali, zasługująca na oddzielny wpis. Były więc bary szybkiej obsługi i restauracje. Teraz niektóre bary nazwano restauracjami. Magdonaldy, Kejefsy i im podobne, to w oficjalnej nomenklaturze „restauracje&quo

Ferplej

W zeszłym tygodniu znalazłem notkę o meczu piłkarskim Gdzieśtam, między Kimśtam a Kimśtam. Nie jest ważne miejsce, czas, ani osoby grające. Przedstawiono sytuację, w której piłkarz oddaje piłkę bramkarzowi przeciwnej drużyny po przerwaniu akcji z powodu kontuzji któregoś z zawodników. Zasada stara jak futbol. Zawodnik leży - wybijam piłkę na aut. Po dojściu zawodnika do siebie (ewentualnie po zmianie) przeciwnik wyrzuca piłkę z autu i oddaje ją mnie. Gra toczy się dalej. Tej zasady nie ma w przepisach, jest to tzw. zasada fair play. Jest wiele takich zasad, także w życiu codziennym: powiedzieć „dzień dobry" wsiadając do windy, przytrzymać drzwi dla idących z tyłu, wpuścić włączającego się do ruchu, gdy jest korek na drodze itp. itd. W myśl tej zasady piłkarz wyrzucił piłkę z autu w kierunku bramkarza, po czym pobiegł za piłką i odebrał ją odwróconemu plecami bramkarzowi, który szykował się do wybicia jej w pole. Zdobył bramkę, sędzia uznał, koledzy się ucieszyli. Autor notki zasu

Sapere aude!

„Najgorzej jest wtedy, gdy głupota wyzbywa się nieśmiałości". To popularne powiedzenie było aktualne przez wieki. Dziś wymaga drobnego uzupełnienia: jeszcze gorzej, gdy głupota staje się cnotą. Dawniej pouczenia i sądy wydawała osoba najstarsza, najmądrzejsza, najbardziej doświadczona w danej społeczności. Madrość była weryfikowana poprzez skuteczność rad i sprawdzalność prognoz. Nikt nie traktował poważnie słów parobka, czy dziewki od krów (chyba że wykazali się czymś ponadprzeciętnym, czym zdobyli uznanie i szacunek). Częściej zdarzało się, że jednostki obdarzone charyzmą i poważaniem świadomie wprowadzały ludzi w błąd dla różnorakich korzyści. Głupotę głoszoną śmiało i gromko niełatwo odróżnić od mądrości. Takie praktyki stosowali kapłani wszelkich wierzeń i religii, później dołączyły do nich media elektroniczne i korporacje. W dzisiejszych czasach głupota wyzbyła się nieśmiałości, nabyła za to bezkrytyczności i samozadowolenia. Prezenterzy telewizyjni i radiowi bez ograniczeń

Kultura demokracji

Od dwudziestu lat mamy w Polsce demokrację i kapitalizm - tak przynajmniej słyszę w mediach. Słyszę też, że zwykli obywatele pragnęli demokracji i kapitalizmu i są teraz bardzo szczęśliwi, a wcześniej byli nieszczęśliwi, bo w Polsce był komunizm. Pierwszą znaną ofiarą demokracji był satyryk i dzielny bojownik w walce z komunizmem, Jan Pietrzak. Po 1990 roku poszedł ponoć do prezydenta Wałęsy i poprosił o przydział lokalu dla swojego kabaretu. Za zasługi, czyli za darmo. Walczył dzielnie, próbując swą grą aktorską popsuć reżymowe produkcje filmowe i telewizyjne („Czterdziestolatek", „Kochaj albo rzuć"). Nie zdawał sobie, biedaczysko, sprawy, że w kapitalizmie, który w pocie czoła wywalczył, nie istnieją przydziały - jak chce lokal dla kabaretu, to musi go sobie kupić lub wynająć. Wot, surpriz. Podobne „zagubienie" zauważyłem również niedawno u zwykłych obywateli. Nic dziwnego, skoro pogubił się tak światły twórca kultury i demokrata, jak p. Pietrzak. Wszystkim zagubionym

Niepunktualność – znak czasu

W czasach supernowoczesnej techniki, kiedy już tylko krok dzieli nas od wszczepiania sobie urządzeń elektronicznych codziennego użytku w tkanki organizmu (np. pod skórę), w epoce, w której czas mierzy się z dokładnością do tysięcznych, a nawet milionowych części sekundy, człowiek precyzji i punktualności mówi: NIE!!! Jeszcze kilkanaście lat temu, umawiając się na spotkanie, nie można było spóźnić się więcej, niż 5-10 minut. Każda minuta po umówionej godzinie oznaczała niecierpliwe oczekiwanie w niepewności. Oczekujący po 15 minutach miał prawo stwierdzić, że spotkania nie będzie i iść w swoją stronę. Istniało kiedyś coś takiego, jak zapas czasu, który każdy musiał uwzględnić na wypadek korków lub opóźnionego pociągu. Jeśli praca (zlecenie, usługa itp.) miała być wykonana w określonym terminie, to w tymże terminie czekała na odbiór bądź finalizację. Pomijam tu problem ludzi niesolidnych i niesłownych „z przekonania" bo tacy byli, są i będą. Obecnie nawet ludzie dotąd słowni i punk

1 sierpnia

Wywołanie powstania w Warszawie w obecnej chwili było nie tylko głupotą, ale wyraźną zbrodnią. Gen. Władysław Anders, sierpień 1944. Zatrzymajmy się dziś z zadumą nad młodymi ludźmi, którym nie dane było się zestarzeć, o zdolnych, światłych umysłach zniszczonych, zmarnowanych w głupi sposób. Zamyślmy się nad tragedią powstańców, którzy tyle dobrego mogli zrobić dla kraju, dla Polski, jaka by ona po wojnie nie była. Nie wyśpiewujmy jednak radośnie Marsza Mokotowa i nie gloryfikujmy bezrefleksyjnie samego Powstania. Pomyślmy o jego przywódcach, jak o fanatykach, którzy wysłali na rzeź kwiat polskiej młodzieży, tyleż inteligentnej, ile otumanionej wzniosłymi sloganami - uczynili to samo, co islamscy przywódcy w Palestynie czynią do dziś. Oddajmy hołd tragicznie zabitym powstańcom, a ich przywódców ustawmy w jednym szeregu z im podobnymi - tymi, którzy mają na rękach krew setek tysięcy ludzi.