Odkąd kobiety na szerszą skalę zajęły się wykonywaniem tego jakże odpowiedzialnego i prestiżowego zawodu, pojawiła się w języku polskim przeszkoda nie do przejścia: jak nazwać przedstawicielkę tej profesji. Kiedyś było łatwo – pan sędzia i pani sędzina, jego żona. Któżby tam myślał o kobiecie-sędzi! Kobietom jednakże zachciało się emancypacji i z czasem coraz skuteczniej wcielały równouprawnienie w życie. Pojawił się problem z nazwami zawodów. Zwykle żeńska forma oznaczała coś innego niż kobietę wykonującą dany zawód (szlifierz-szlifierka, tokarz-tokarka) lub oznaczała inny zawód, właściwy raczej kobietom (sekretarz-sekretarka, maszynista-maszynistka). Niektóre formy tworzone w odpowiedzi na aktualne zapotrzebowanie brzmią sztucznie i czasem zabawnie, często nie zachowując należytej powagi. Kiedyś używano męskich rzeczowników wyłącznie w formie mianownika, co brzmiało równie sztucznie, jeśli nie bardziej. Ten trend z właściwą sobie maestrią opisała Stefania Grodzieńska w felietonie z