Po rozreklamowanej i obsypanej gradem lokalnych nagród „Małej Moskwie" nie spodziewałem się wiele i - niestety - zaskoczenia nie było. Po pierwsze wymowa filmu. W założeniu szlachetny polski oficer zakochuje się w żonie rosyjskiego oficera stacjonującego w Legnicy. Ich miłość i pragnienie wolności zostaje zdeptane przez okupującą Polskę armię radziecką i przez zdradziecki system totalitarny. Widz tymczasem ogląda Michała - bezczelnego uwodziciela w polskim mundurze, który klei się do Rosjanki bez żadnych, powodowanych choćby poczuciem przyzwoitości, zahamowań. Radziecki oficer Jura - mąż Wiery - jest za to zbyt delikatny, by po męsku załatwić sprawę z bezczelnym młodzieńcem. Recenzje wmawiały nam, że film pokazuje dramat okupowanej Polski i bezwzględność radzieckiego najeźdźcy. Zamiast tego zobaczyliśmy łamiącego wszelkie przepisy służbowe i zasady moralne polskiego oficera i zażenowanego Rosjanina, który został zdradzony i do tego postawiony w przykrej sytuacji wobec dowództwa