Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2009

Bezpłatny esemes

Wszelkie loterie, konkursy audiotele i inne tym podobne maszynki do wyciągania pieniędzy zdążyły już na dobre wtopić się w krajobraz rodzimych mediów elektronicznych. Były już „nagrody bez losowania", „każdy kupon wygrywa" i inne „chuyty matetindode", że zacytuję klasyków. Były już kolekcje do skompletowania, zagadki do rozwiązania i niezmiennie bardzo atrakcyjne nagrody do wygrania. Pragnienie łatwej wygranej jest silnie związane z chrześcijańską wiarą w cuda i chęcią bogacenia się bez wysiłku, przy jednoczesnym braku etosu pracy. W naszym katolickim kraju ta wiara w połączeniu z biedą daje znakomite podłoże do prowadzenia działalności typu „zadzwoń i wygraj". Szczególną formą wyłudzania pieniędzy stały się gry esemesowe oraz programy, w których widzowie dzwonią do studia i odgadują, dajmy na to, hasło pięcioliterowe z odsłoniętymi trzema literami i z podpowiedzią. Widzowie dzwonią i słuchają muzyki za jedyne 3,66 +VAT za minutę, a kilku szczęśliwców dostępuje zas

Benny Hill

Dziś mija 17 lat od śmierci jednego z najgenialniejszych twórców kultury popularnej. Człowieka, który wytyczył szlak następnym pokoleniom komików i satyryków, wynalazł wiele nowych technik i sposobów tworzenia programu telewizyjnego. 20 kwietnia 1992 roku zmarł Benny Hill. Naprawdę nazywał się Alfred Hawthorn Hill. Urodził się 21 stycznia 1924 w Southampton na południu Anglii. W 1955 roku rozpoczął produkcję swojego pierwszego programu satyrycznego pod tytułem „The Benny Hill Faking Show". Niemal od razu zdobył wielką popularność, którą cieszył się do końca lat 80. Nie założył rodziny, mieszkał w wynajętym mieszkaniu niedaleko studia telewizyjnego. Nie będę daleki od prawdy, jeśli wysunę przypuszczenie, że programy były jego prawdziwym życiem, a cała reszta - tylko dodatkiem, niezbędnym do egzystencji w społeczeństwie. „Benny Hill" jest pierwszym zagranicznym programem rozrywkowym, jaki pamiętam z dzieciństwa (nie dam głowy, ale wydaje mi się, że po raz pierwszy pojawił się w

Vicky Cristina Barcelona

Znowu idąc na film, nic o nim nie wiedziałem. To się już zaczyna stawać regułą. Z trajlerów wywnioskowałem, że nie warto. Jednak okazja czyni złodzieja - był wolny bilet na seans, więc poszedłem (wielkie dzięki dla Ś.). Okazało się że moje wnioski powinienem sobie był w buty włożyć. Film mogę polecić z czystym sumieniem i zagłosować na niego wszystkimi czterema kopytami w każdym plebiscycie. Zaczyna się niewinnie i sztampowo. Zastanawiałem się, czy przypadkiem za chwilę główni bohaterowie nie zaczną mordować się nawzajem (wszystko przez Quentina...); na szczęście nie zaczęli. Zostałem zaskoczony bardzo mile, bo zamiast płytkiego romansidła albo zakamuflowanego horroru, zobaczyłem dobry film obyczajowy. Dopiero później dowiedziałem się, że film nakręcił i scenariusz napisał Woody Allen. Niewielu jest amerykańskich twórców filmowych, potrafiących zrobić dobry film. Jeszcze mniej jest takich, którzy z banalnej historyjki robią wspaniałe studium charakterów i osobowości, jak to pięknie zr

Ałła Pugaczowa

15 kwietnia, 60 lat temu, przyszła na świat jedna z największych gwiazd światowej estrady. Piosenkarka, kompozytorka, autorka tekstów, aktorka, a także reżyserka i producentka muzyczna. Ostatnio także bizneswoman. Ałła Pugaczowa jest uwielbiana przez miliony ludzi w Rosji i wielu krajach na całym świecie. W Polsce bardzo szybko zapomniana, choć jeden z pierwszych wielkich sukcesów, który utorował jej drogę do wielkiej sławy, odniosła właśnie u nas. Na festiwalu w Sopocie w 1978 roku zdobyła Grand Prix za piosenkę „Vsyo mogut koroli". W latach 80. była już znaną i cenioną na świecie gwiazdą muzyki pop. W Związku Radzieckim jej sława rozrosła się do rozmiarów kultu. Jej płyty rozeszły się w ponad 250 milionach egzemplarzy, co stawia ją w czołówce światowej - więcej sprzedali tylko The Beatles, ABBA, Elvis Presley i Led Zeppelin. Bardzo dobrze poradziła sobie Ałła Pugaczowa w nowej rzeczywistości. Wraz z upadkiem Związku Radzieckiego jej działalność rozszerzyła się na pole biznes

Wałęsa – tak, ale bez wypaczeń

Po ostatnich rewelacjach na temat Lecha Wałęsy dopadły mnie przemyślenia. Zacząłem się zastanawiać, kto to właściwie jest ten Wałęsa, co on takiego zrobił i dlaczego teraz tak się na niego napada? Nie czytałem żadnej biografii Wałęsy, ani tej napisanej przez Cenckiewicza i Gontarczyka, ani tej autorstwa Jarosława Kurskiego, ani tym bardziej ostatniej rewelacji niejakiego Zyzaka. Jednak znając trochę historię najnowszą, mam mniej więcej wyrobiony pogląd na osobę „Pana Prezydęta".   Po pierwsze - rewolucja. Chwała mu za to, że miał odwagę stanąć na czele protestujących, stać się twarzą „Solidarności" i wziąć na siebie ryzyko konsekwencji po ewentualnej porażce, która wcale nie była wykluczona. Może był niesamowicie odważny, a może nieświadomy powagi sytuacji (ja przypuszczam, że i jedno, i drugie). Po drugie - prezydentura. Kadencja pełna gaf i potknięć potwierdziła tezę, że dobry rewolucjonista nie sprawdza się z zasady za sterami państwa. Wałęsa cierpiał na manię wielkości,