Ekolodzy (ci histeryczni lub radykalni, jak kto woli) w swym pojmowaniu świata są równie mądrzy jak kreacjoniści. Przykuwając się do drzew, histerycznie ratując jakiś kwiatek, żuczka czy stonogę dowodzą, że negują ewolucję. Gdyby przyjrzeć się choćby pobieżnie (nie jestem w tej dziedzinie specjalistą) historii życia na ziemi, można zauważyć, że jedne gatunki wymierały a inne powstawały, niektóre ulegały szybkim przemianom, przystosowując się do danych warunków bytowania, a niektóre nie zmieniały się przez tysiące, a nawet miliony lat prawie wcale. Co krok można się natknąć na ekologiczne lamentowanie, że tyle to a tyle gatunków zwierząt i roślin ginie bezpowrotnie każdego dnia. A ile nowych gatunków powstaje każdego dnia? Tego nikt nie mówi. A przecież biologia uczy nas, że gdzie ginie jakiś gatunek, tam jego funkcje przejmie zaraz inny. Natura nie znosi próżni. Wszelkie zatrucia środowiska są dla Ziemi tym, czym dla nas pryszcz na nosie. Ziemia ma czas, Ziemia się zdąży oczyścić. O