Były takie czasy - najstarsi jeszcze to pamiętają - kiedy do lokalu gastronomicznego przychodziło się w eleganckim stroju, a na posiłek czekało się co najmniej kilkanaście minut. W czasie oczekiwania, biesiadnicy kultywowali sztukę konwersacji. Między przystawką a zupą można było omówić interesy, oczekując na danie główne poflirtować lub porozmawiać o pogodzie, a przed deserem omówić wyjazd na wakacje.
Taki schemat obowiązywał w lokalach wyższej klasy, zwanych restauracjami. Inaczej było w stołówkach i barach mlecznych. Tam obiad podawano błyskawiczne, a gość siadał z talerzem tam, gdzie znalazł wolne krzesło. Tam konwersacja już nie była tak dystyngowana, jednak czasem zdarzało się zamienić dwa słowa z przypadkowym współbiesiadnikiem. Bary mleczne to jednak specyficzna kategoria lokali, zasługująca na oddzielny wpis.
Były więc bary szybkiej obsługi i restauracje. Teraz niektóre bary nazwano restauracjami. Magdonaldy, Kejefsy i im podobne, to w oficjalnej nomenklaturze „restauracje". Nie ma tam kelnerów, dania podawane są od razu, a i pokonwersować nie bardzo jest jak. Krzesełko niewygodne, stoliki o wymiarach tacy z posiłkiem, upakowanych tak, że nie da się nie zaglądać sąsiadowi w kanapkę. Wszystko po to, aby klient się nie „rozsiadał" - zamówił, zapłacił, zjadł i następny proszę - całkowity pobyt w „restauracji" powinien trwać 15-25 minut.
Rozmawiamy coraz mniej. Generalnie - w domu, w pracy, w szkole, z nieznajomymi, znajomymi, nawet z rodziną. Powoli zapominamy, jak się rozmawia. Zapominamy jak opowiedzieć dowcip, podyskutować na jakiś temat, jak czerpać przyjemność z obcowania z drugim człowiekiem, ze stopniowego poznawania się nawzajem. Zapominamy również, że jedzenie to nie tylko przymus fizjologiczny. Człowiek przez stulecia wypracował sposoby przygotowywania posiłku, jak również sposoby spożywania. Teraz obserwuję tendencję powrotu do „tankowania" pożywienia. Obywatel w korporacji pracuje jak maszyna, w przerwie idzie do baru, gdzie szybko i racjonalnie zjada tyle, ile jest mu potrzebne do życia. Bez gadania, bez bezsensownych opóźnień. W następnej kolejności pojawią się pigułki zastępujące posiłek.
Na razie młodzież chętnie jada w „restauracjach" nowego typu i chętnie uprawia podczas posiłku „sztukę konwersacji", jak na załączonym obrazku:
Taki schemat obowiązywał w lokalach wyższej klasy, zwanych restauracjami. Inaczej było w stołówkach i barach mlecznych. Tam obiad podawano błyskawiczne, a gość siadał z talerzem tam, gdzie znalazł wolne krzesło. Tam konwersacja już nie była tak dystyngowana, jednak czasem zdarzało się zamienić dwa słowa z przypadkowym współbiesiadnikiem. Bary mleczne to jednak specyficzna kategoria lokali, zasługująca na oddzielny wpis.
Były więc bary szybkiej obsługi i restauracje. Teraz niektóre bary nazwano restauracjami. Magdonaldy, Kejefsy i im podobne, to w oficjalnej nomenklaturze „restauracje". Nie ma tam kelnerów, dania podawane są od razu, a i pokonwersować nie bardzo jest jak. Krzesełko niewygodne, stoliki o wymiarach tacy z posiłkiem, upakowanych tak, że nie da się nie zaglądać sąsiadowi w kanapkę. Wszystko po to, aby klient się nie „rozsiadał" - zamówił, zapłacił, zjadł i następny proszę - całkowity pobyt w „restauracji" powinien trwać 15-25 minut.
Rozmawiamy coraz mniej. Generalnie - w domu, w pracy, w szkole, z nieznajomymi, znajomymi, nawet z rodziną. Powoli zapominamy, jak się rozmawia. Zapominamy jak opowiedzieć dowcip, podyskutować na jakiś temat, jak czerpać przyjemność z obcowania z drugim człowiekiem, ze stopniowego poznawania się nawzajem. Zapominamy również, że jedzenie to nie tylko przymus fizjologiczny. Człowiek przez stulecia wypracował sposoby przygotowywania posiłku, jak również sposoby spożywania. Teraz obserwuję tendencję powrotu do „tankowania" pożywienia. Obywatel w korporacji pracuje jak maszyna, w przerwie idzie do baru, gdzie szybko i racjonalnie zjada tyle, ile jest mu potrzebne do życia. Bez gadania, bez bezsensownych opóźnień. W następnej kolejności pojawią się pigułki zastępujące posiłek.
Na razie młodzież chętnie jada w „restauracjach" nowego typu i chętnie uprawia podczas posiłku „sztukę konwersacji", jak na załączonym obrazku: