Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2010

Prawdziwi Polacy nie mieszkają w Polsce

Niedawno w Warszawie odbył się kongres instytucji polonijnych z tzw. świata zachodniego. Uczestnicy przyjechali głównie z Kanady, USA, Francji i Anglii. Tam jest najwięcej polskich placówek kulturalnych, obficie dotowanych przez nas - polskich podatników. Byli też przedstawiciele kilku mniejszych ośrodków: Argentyny, Węgier, Włoch i Szwajcarii. Większość instytucji polonijnych w wymienionych krajach powstała po II wojnie światowej, gdy odsunięte od władzy środowisko AK, Mikołajczyka i przedwojennej endecji musiało stworzyć sobie coś, czym mogłoby rządzić. Tak powstał rząd londyński i emigracja paryska, które oderwane od realiów sławiły polskość, tęsknotę i machanie szabelką, tkwiąc mentalnie w Dwudziestoleciu Międzywojennym. Tymczasem Polska między Odrą a Bugiem była uznanym na arenie międzynarodowej państwem, członkiem ONZ, prawnym i politycznym sukcesorem państwa polskiego. Środowisko emigracyjne próbowało żyć przeszłością i wzajemnie się adorować. Wpływ na faktyczną sytuację w Pols

Winylu czar

Po kilkunastu latach zebrałem się nareszcie i doprowadziłem do stanu używalności mój stary adapter. Wygrzebałem również ocalałe czarne płyty. Rodzina i znajomi mówili: „na co ci to, przecież wszystko masz na empetrójkach!" , w najlepszym przypadku uśmiechali się pobłażliwie. Przez pierwsze dni nie słuchałem niczego innego. „Przekręciłem" trzy czwarte odnalezionych albumów. Naturalną koleją rzeczy zacząłem zastanawiać się, skąd by tu wziąć więcej winyli. Okazuje się, że rynek czarnych płyt nie umarł, choć nie jest też przesadnie kwitnący (co próbują czasem wmawiać nam media). Z jednej strony jest to sport dla bogatych snobów. Wytwórnie płytowe wydają cały czas winylowe wersje najnowszych albumów, za które trzeba płacić, jak niegdyś za zboże. Z drugiej strony płyty gramofonowe to świetna zabawa dla niezamożnych hobbystów, którzy chcą poczuć klimat dawnych wieczorów przy adapterze, a także posłuchać nagrań niewydawanych później już nigdzie. Dla tych drugich płyty są oferowane w

Zygmuntówka podzieliła los słomianego Misia

„Prorok jaki, czy co?" - spytał baca z dowcipu, gdy zgodnie z przewidywaniami cepra spadł z piłowanej przez siebie gałęzi. Ponad rok temu pisałem o szumnie zapowiadanym hicie cukierniczym Stolicy. Dziś w „Przeglądzie" (nr 36(558) z 12 września 2010) przeczytałem, że nastąpił „gorzki koniec słodkiej babeczki". Nikt nie zadbał o promocję, a sama zygmuntówka była droga i trudna do transportu.   Wuzetka niezmiennie ma się dobrze. Zapraszam do przypomnienia sobie „proroczego" wpisu .