Dziś wigilia Bożego Narodzenia. Najbardziej rodzinne ze świąt w kalendarzu. Czy to znaczy, że najlepsze? Niekoniecznie. Ludzie dzięki niemu nie stają się lepsi, oni po prostu na kilka dni zapominają o codzienności, kontakty towarzyskie ograniczają do rodziny i starają się przez te kilka dni nie dostrzegać złych spraw, problemów i smutku, które przecież nie znikają; stają się na kilkanaście godzin niewidzialne. Ten sam mechanizm zadziałał przy pojednaniu kibiców po śmierci papieża. Za parę dni znów będziemy pluć na siebie, jak zwykle. Na ten piękny czas nawet żądne sensacji media milczą na temat złych, budzących świąteczne uniesienie spraw (np. samobójstwo urzędnika państwowego z najbliższego otoczenia premiera - normalnie wrzałoby, jak w ulu). Bez obaw, jeszcze zawrze. Te ciepłe, maślane oczka dziennikarzy i polityków znów znikną pod ściągniętymi brwiami i błyskiem złośliwej uciechy z „dokopania" bliźniemu. Zachęcając do refleksji nad tym nie zawsze szczerym świętem, nad całością