W sylwestrowej Gazecie Wyborczej pojawił się artykuł o Rosji, a konkretnie, o kilku rosyjskich miastach. Autor na wstępie podaje informację, że w wielu miastach w Rosji nadal stoją pomniki Lenina i dodaje, że „nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić". Kompletna to dla niego egzotyka. Dziwne, że Rosjanie nie zburzyli wszystkich pomników Lenina i nie zastąpili ich pomnikami Jana Pawła II. Jeszcze dziwniejsze, że nie pozbyli się patronów ulic i placów i zamiast przytoczonego w tytule artykułu rogu Komunistycznej i Lenina w Jużnosachalińsku albo Magadanie nie ma rogu ulic Jana Pawła II i „Solidarności".
Ton artykułu najbardziej kojarzy się z opowieściami turysty z prowincji podróżującego po Afryce lub wyspach Oceanii. Dominuje arogancja typowa dla wąskich umysłów, które swoją kulturę uznają za najwspanialszą, najmądrzejszą i najpiękniejszą, odmawiając innym kulturom racji bytu, lub sprowadzając je do poziomu egzotyki. Tak w naszym kraju postępuje się z Rosją.
W minionym roku ukazała się książka Ruski miesiąc celebryty Dmitrija Strelnikoffa, znanego (?) z programu „Europa da się lubić". Książka przedstawia historię Rosjanina Piotra Smirnoffa, chcącego zawrzeć ślub kościelny z Polką. Mimo, że bohater nazywa siebie „potwornie przystojnym i inteligentnym", zachowuje się dokładnie tak, jak autor artykułu z GW. Zdecydował się zamieszkać w Polsce, jednak chciałby wszystko wokół widzieć na sposób rosyjski. Polacy piją wódkę bez tłustych zakąsek - dla bohatera Ruskiego miesiąca to „brak kultury picia wódki". Nie może on także pojąć, że orzechy włoskie nie nazywają się tak jak po rosyjsku - greckie. Dla niego nie ma dwóch nazw; jest jedna prawidłowa (orzechy greckie) a druga jest przeinaczona przez Polaków, żeby nie kojarzyły się im z Grecją, a więc obrządkiem wschodnim, z którego wyszło prawosławie. Nazwa „włoskie" (wg autora) jest dla Polaków poprawna, bo z Włoch pochodzi obrządek rzymski (katolicyzm). Wszelkie wywody Smirnoffa kończą się konkluzją, że Polacy muszą się długo uczyć, żeby dorównać we wszystkich aspektach życia Rosjanom; w Rosji - dobrze, w Polsce - źle.
Nie chciałbym tu wyjść na patriotę z urażoną dumą. Sam staram się zauważać absurdy i paradoksy w naszym kraju i jak najwięcej o nich mówić. Jednak pastwienie się nad tymi paradoksami przez obcokrajowca, który jednocześnie gloryfikuje bezkrytycznie swój kraj i chciałby wszystko widzieć na swój sposób, to taki sam przykład wąskiego umysłu, jak oficjalny ton wyśmiewający Rosję, bez nawet najmniejszej chęci zrozumienia.
Ton artykułu najbardziej kojarzy się z opowieściami turysty z prowincji podróżującego po Afryce lub wyspach Oceanii. Dominuje arogancja typowa dla wąskich umysłów, które swoją kulturę uznają za najwspanialszą, najmądrzejszą i najpiękniejszą, odmawiając innym kulturom racji bytu, lub sprowadzając je do poziomu egzotyki. Tak w naszym kraju postępuje się z Rosją.
W minionym roku ukazała się książka Ruski miesiąc celebryty Dmitrija Strelnikoffa, znanego (?) z programu „Europa da się lubić". Książka przedstawia historię Rosjanina Piotra Smirnoffa, chcącego zawrzeć ślub kościelny z Polką. Mimo, że bohater nazywa siebie „potwornie przystojnym i inteligentnym", zachowuje się dokładnie tak, jak autor artykułu z GW. Zdecydował się zamieszkać w Polsce, jednak chciałby wszystko wokół widzieć na sposób rosyjski. Polacy piją wódkę bez tłustych zakąsek - dla bohatera Ruskiego miesiąca to „brak kultury picia wódki". Nie może on także pojąć, że orzechy włoskie nie nazywają się tak jak po rosyjsku - greckie. Dla niego nie ma dwóch nazw; jest jedna prawidłowa (orzechy greckie) a druga jest przeinaczona przez Polaków, żeby nie kojarzyły się im z Grecją, a więc obrządkiem wschodnim, z którego wyszło prawosławie. Nazwa „włoskie" (wg autora) jest dla Polaków poprawna, bo z Włoch pochodzi obrządek rzymski (katolicyzm). Wszelkie wywody Smirnoffa kończą się konkluzją, że Polacy muszą się długo uczyć, żeby dorównać we wszystkich aspektach życia Rosjanom; w Rosji - dobrze, w Polsce - źle.
Nie chciałbym tu wyjść na patriotę z urażoną dumą. Sam staram się zauważać absurdy i paradoksy w naszym kraju i jak najwięcej o nich mówić. Jednak pastwienie się nad tymi paradoksami przez obcokrajowca, który jednocześnie gloryfikuje bezkrytycznie swój kraj i chciałby wszystko widzieć na swój sposób, to taki sam przykład wąskiego umysłu, jak oficjalny ton wyśmiewający Rosję, bez nawet najmniejszej chęci zrozumienia.