Chodzi sobie człowiek po sklepie, żeby nabyć artykuły spożywcze potrzebne do przygotowania kolacji/śniadania/imprezy *niepotrzebne skreślić – i czyta, cóż to oferuje sprzedawca. Jabłka z polskich sadów, jaja od polskich kur (biegających po polskich łąkach), polską wołowinę, polską wieprzowinę, tradycyjną polską wędlinę, sery i tak dalej i tak dalej. Cóż to za żywnościowy patriotyzm?
Podejrzewam, że to nie tylko nasza polska specyfika. W Irlandii widziałem na paczce z mielonym mięsem nalepkę z flagą i napisem „Irish Beef”. Pewnie na klientów to działa, bo napisów przybywa, organizowane są też różne kampanie, że polskie to lepsze. Czy naprawdę nie ma lepszego sposobu na promocję dobrej żywności, niż nalepianie na wszystko flagi i czynienie z codziennej konsumpcji aktu patriotyzmu?
Mnie jako konsumenta interesuje, czy żywność jest dobrej jakości i nie kosztuje majątku. To znaczy rozumiem, że dobra jakość oznacza wyższą cenę, ale bez przesady. Logicznie do sprawy podchodząc krajowe produkty powinny być zawsze tańsze, bo są wytwarzane na miejscu i nie trzeba ich daleko transportować; to załatwia też świeżość. Niestety, logika nie ma tu wiele do roboty – czasem taniej coś przywieźć, nawet z bardzo daleka, niż produkować na miejscu. Z drugiej strony, jeśli chcemy mieć świeże warzywa i owoce przez cały rok, przez jakąś jego część trzeba sprowadzać sezonowe produkty z ciepłych krajów. Są też takie dobra, które u nas nie występują i wtedy jesteśmy skazani na kosmopolityzm.
Patriotyzm kończy się, gdy przychodzi do towarów luksusowych. Najlepsza wołowina – z Argentyny, najlepsze wina – z Francji, Kaliforni lub Południowej Afryki, najlepsze piwo – z Czech lub Niemiec. Tu doceniamy jakość, zgadzamy się od razu, że może w Polsce też jest produkowana wołowina, piwo, wino etc. ale naprawdę dobre to musi być z innych krajów. To ten sam chwyt marketingowy, tylko że dla „obywateli świata” z zasobniejszym portfelem.
Kraj pochodzenia to sprawa drugorzędna, przynajmniej dla mnie. Czasem coś jest dobre i polskie, czasem dobre i zagraniczne, a czasem polskie i niedobre, podobnie jak zagraniczne i paskudne. Nie można postawić tezy, że coś jest dobre BO polskie. Nawet Polak nie musi być w pełni polski, by być dobrym człowiekiem. Polskość i jakość mogą iść w parze, ale wcale nie muszą.
Podejrzewam, że to nie tylko nasza polska specyfika. W Irlandii widziałem na paczce z mielonym mięsem nalepkę z flagą i napisem „Irish Beef”. Pewnie na klientów to działa, bo napisów przybywa, organizowane są też różne kampanie, że polskie to lepsze. Czy naprawdę nie ma lepszego sposobu na promocję dobrej żywności, niż nalepianie na wszystko flagi i czynienie z codziennej konsumpcji aktu patriotyzmu?
Mnie jako konsumenta interesuje, czy żywność jest dobrej jakości i nie kosztuje majątku. To znaczy rozumiem, że dobra jakość oznacza wyższą cenę, ale bez przesady. Logicznie do sprawy podchodząc krajowe produkty powinny być zawsze tańsze, bo są wytwarzane na miejscu i nie trzeba ich daleko transportować; to załatwia też świeżość. Niestety, logika nie ma tu wiele do roboty – czasem taniej coś przywieźć, nawet z bardzo daleka, niż produkować na miejscu. Z drugiej strony, jeśli chcemy mieć świeże warzywa i owoce przez cały rok, przez jakąś jego część trzeba sprowadzać sezonowe produkty z ciepłych krajów. Są też takie dobra, które u nas nie występują i wtedy jesteśmy skazani na kosmopolityzm.
Patriotyzm kończy się, gdy przychodzi do towarów luksusowych. Najlepsza wołowina – z Argentyny, najlepsze wina – z Francji, Kaliforni lub Południowej Afryki, najlepsze piwo – z Czech lub Niemiec. Tu doceniamy jakość, zgadzamy się od razu, że może w Polsce też jest produkowana wołowina, piwo, wino etc. ale naprawdę dobre to musi być z innych krajów. To ten sam chwyt marketingowy, tylko że dla „obywateli świata” z zasobniejszym portfelem.
Kraj pochodzenia to sprawa drugorzędna, przynajmniej dla mnie. Czasem coś jest dobre i polskie, czasem dobre i zagraniczne, a czasem polskie i niedobre, podobnie jak zagraniczne i paskudne. Nie można postawić tezy, że coś jest dobre BO polskie. Nawet Polak nie musi być w pełni polski, by być dobrym człowiekiem. Polskość i jakość mogą iść w parze, ale wcale nie muszą.