Znam, niewielu wprawdzie, ale kilku osobników płci męskiej, którzy bardzo chcieliby być samcami alfa, panami domu i obejścia. Niestety, im młodszy taki osobnik, tym mniejsza szansa na dominację. Kobiety w wieku balzakowskim i trolejbusowym często były wychowane w atmosferze szacunku do ojca/dziadka/męża tylko dlatego, że byli mężczyznami. U młodszych roczników ta postawa zanika.
Nie przeczę, wielu patriarchów rodu zasługuje na szacunek, ale automatyczne uniżenie i czołobitność rzadko są przyjmowane do wiadomości, a jeszcze rzadziej akceptowane przez otoczenie.
Zapewne większość z nas chciałaby mieć wszystko podane na tacy, zrobione za siebie, a każde polecenie wypełnione szybko i skrupulatnie. W dodatku niewielkim albo żadnym kosztem. To normalne, natura ludzka jest leniwa i nastawiona na oszczędzanie energii – a że kosztem energii kogoś innego? Cóż, ewolucja jest okrutna i bezlitosna.
Oprócz ewolucji mamy także kulturę i rozwój społeczny – chciałoby się rzec: na szczęście. Stopniowo i powoli doszliśmy do wniosku, że należy dzielić się pracą i wynagradzać ją, aby energia zużywana była równomiernie. Oczywiście w pełni nie uda się to nigdy, ale robimy postępy. Chcesz mieć służącego? Płać mu odpowiednią pensję i traktuj z szacunkiem. Chcesz komuś coś rozkazać? Zapytaj o zgodę i odpowiednio nagródź. Nie ma już niewolnictwa, przywiązanych do ziemi pańszczyźnianych chłopów ani wyzyskiwanych robotników (no dobra, zdarzają się, ale są to potępiane i zwalczane wyjątki, a nie reguła, jak jeszcze 150 lat temu).
Tylko na linii damsko-męskiej ciągle jest jeszcze wiele do zrobienia. Przyczyna tkwi w tradycji i prywatności spraw rodzinnych. Prawo prawem, a baba ma się słuchać męża. A jak nie chce, to się ją przymusi – ma ugiąć karku przed panem i władcą. Ta postawa przenoszona z pokolenia na pokolenie na szczęście słabnie. Ostatnia nadzieja szowinistów w słabo wykształconych dziewczynach z tradycyjnych domów, ale i to zapewne nie potrwa to długo. Edukacja, a nawet samokształcenie w zakresie „jak się nie dawać robić w konia, ani woła roboczego” przebiega dużo szybciej i skuteczniej, niż w innych dziedzinach wiedzy.
Nie przeczę, wielu patriarchów rodu zasługuje na szacunek, ale automatyczne uniżenie i czołobitność rzadko są przyjmowane do wiadomości, a jeszcze rzadziej akceptowane przez otoczenie.
Zapewne większość z nas chciałaby mieć wszystko podane na tacy, zrobione za siebie, a każde polecenie wypełnione szybko i skrupulatnie. W dodatku niewielkim albo żadnym kosztem. To normalne, natura ludzka jest leniwa i nastawiona na oszczędzanie energii – a że kosztem energii kogoś innego? Cóż, ewolucja jest okrutna i bezlitosna.
Oprócz ewolucji mamy także kulturę i rozwój społeczny – chciałoby się rzec: na szczęście. Stopniowo i powoli doszliśmy do wniosku, że należy dzielić się pracą i wynagradzać ją, aby energia zużywana była równomiernie. Oczywiście w pełni nie uda się to nigdy, ale robimy postępy. Chcesz mieć służącego? Płać mu odpowiednią pensję i traktuj z szacunkiem. Chcesz komuś coś rozkazać? Zapytaj o zgodę i odpowiednio nagródź. Nie ma już niewolnictwa, przywiązanych do ziemi pańszczyźnianych chłopów ani wyzyskiwanych robotników (no dobra, zdarzają się, ale są to potępiane i zwalczane wyjątki, a nie reguła, jak jeszcze 150 lat temu).
Tylko na linii damsko-męskiej ciągle jest jeszcze wiele do zrobienia. Przyczyna tkwi w tradycji i prywatności spraw rodzinnych. Prawo prawem, a baba ma się słuchać męża. A jak nie chce, to się ją przymusi – ma ugiąć karku przed panem i władcą. Ta postawa przenoszona z pokolenia na pokolenie na szczęście słabnie. Ostatnia nadzieja szowinistów w słabo wykształconych dziewczynach z tradycyjnych domów, ale i to zapewne nie potrwa to długo. Edukacja, a nawet samokształcenie w zakresie „jak się nie dawać robić w konia, ani woła roboczego” przebiega dużo szybciej i skuteczniej, niż w innych dziedzinach wiedzy.