Dziewczynka w wieku podstawówkowym wyprzedziła mnie kłusem, podążając do osiedlowego spożywczaka. Przed sklepem zatrzymała się i zaczęła się rozglądać – może zastanawiać, po co przyszła, może czekała na kogoś, nie wiem. Dlaczego biegła? Nie śpieszyło jej się do sklepu, nie musiała być gdzieś szybciej, po prostu czuła, że powinna poruszać się biegiem.
Nic niezwykłego. Sam pamiętam z dzieciństwa, że na plac zabaw się biegło, samotnie czy grupowo, gdy nie było daleko, gdy czas na zabawę się rozpoczynał. Do domu raczej też wracało się biegiem, wbiegało się po schodach, zbiegało oczywiście też, skacząc z dwóch, trzech, a twardziele i z czterech ostatnich stopni.
Bieganie kojarzy się z dzieciństwem. Nauczyciel czy rodzic często prosi: „biegnij po kolegę”, przynieś mapę Europy z sali geograficznej, tylko biegiem”. Później bieganie zanika, kojarzy się z zachowaniem niepoważnym, dziecinnym właśnie – oczywiście pomijając bieganie dla zdrowia, sportu czy spowodowane jakąś wyższą koniecznością. Im człowiek starszy, tym wolniej się porusza, wykonuje bardziej oszczędne ruchy, bez względu na temperament i stan zdrowia.
A przecież powinno być odwrotnie! Gdy zostaje nam coraz mniej czasu, powinniśmy zwiększyć tempo działania, żeby zdążyć dokonać jak najwięcej. Z wiekiem rosną ambicje, powstają plany, a czasu na ich realizację coraz mniej. Tu jednak logika jest pozorna, bo naprawdę jest dokładnie odwrotnie.
Dziecko ma poczucie, że na wszystko brakuje czasu, nie dysponuje swoim czasem samodzielnie, a w dodatku niecierpliwi się, by poznać kolejny sekret życia, poznać coś nowego. Człowiek dorosły coraz wyraźniej zdaje sobie sprawę, że wszystkiego i tak nie zdąży zobaczyć ani dokonać, a upływu czasu nie należy traktować z przesadną powagą. „Spokojnie, zdążę!” – mówi sobie. Takie myślenie pomaga w wieku zaawansowanym, kiedy faktycznie zaczyna brakować energii na szybkie poruszanie się i wykonywanie gwałtownych ruchów. A dzieci? Cóż, wybiegają się, uwolnią nadwyżki energetyczne, a dorastając zaczną rozumieć, że „wolniej jest przyjemniej”.
Nic niezwykłego. Sam pamiętam z dzieciństwa, że na plac zabaw się biegło, samotnie czy grupowo, gdy nie było daleko, gdy czas na zabawę się rozpoczynał. Do domu raczej też wracało się biegiem, wbiegało się po schodach, zbiegało oczywiście też, skacząc z dwóch, trzech, a twardziele i z czterech ostatnich stopni.
Bieganie kojarzy się z dzieciństwem. Nauczyciel czy rodzic często prosi: „biegnij po kolegę”, przynieś mapę Europy z sali geograficznej, tylko biegiem”. Później bieganie zanika, kojarzy się z zachowaniem niepoważnym, dziecinnym właśnie – oczywiście pomijając bieganie dla zdrowia, sportu czy spowodowane jakąś wyższą koniecznością. Im człowiek starszy, tym wolniej się porusza, wykonuje bardziej oszczędne ruchy, bez względu na temperament i stan zdrowia.
A przecież powinno być odwrotnie! Gdy zostaje nam coraz mniej czasu, powinniśmy zwiększyć tempo działania, żeby zdążyć dokonać jak najwięcej. Z wiekiem rosną ambicje, powstają plany, a czasu na ich realizację coraz mniej. Tu jednak logika jest pozorna, bo naprawdę jest dokładnie odwrotnie.
Dziecko ma poczucie, że na wszystko brakuje czasu, nie dysponuje swoim czasem samodzielnie, a w dodatku niecierpliwi się, by poznać kolejny sekret życia, poznać coś nowego. Człowiek dorosły coraz wyraźniej zdaje sobie sprawę, że wszystkiego i tak nie zdąży zobaczyć ani dokonać, a upływu czasu nie należy traktować z przesadną powagą. „Spokojnie, zdążę!” – mówi sobie. Takie myślenie pomaga w wieku zaawansowanym, kiedy faktycznie zaczyna brakować energii na szybkie poruszanie się i wykonywanie gwałtownych ruchów. A dzieci? Cóż, wybiegają się, uwolnią nadwyżki energetyczne, a dorastając zaczną rozumieć, że „wolniej jest przyjemniej”.