Przejdź do głównej zawartości

O męskich organach na stanowiskach i zdziczeniu języka w ogóle

Dyrektor teatru to w założeniu osoba światła, ktoś, kto zna się na literaturze, na sztuce, na muzyce. Dyrektor teatru powinien po mistrzowsku posługiwać się językiem ojczystym, a i obcymi wypadałoby władać – no, chociaż jednym. Człowiek kulturalny potrafi działać w sposób kulturalny na każdym polu eksploatacji. Można z finezją kogoś pochwalić, można z gracją skrytykować, ba, można nawet powiedzieć „sp…aj!” w taki sposób, że wezwany do oddalenia się interlokutor poczuje przyjemne podniecenie przed zbliżającą się podróżą.

Nowego papieża Franciszka Pierwszego można lubić, można czuć do niego wstręt, pociąg, sympatię lub być wobec niego obojętnym. Można się cieszyć z takiego wyboru konklawe, można smucić, złościć, można naturalnie mieć to w nosie. Nikt też nie zabrania nikomu tych uczuć wyrażać, gdyż mamy wolność słowa. Mogę powiedzieć, że nie lubię prezydenta, że premier wg. mnie jest geniuszem/nieudacznikiem*, że prezes tej czy innej partii politycznej to mądry/głupi* człowiek. Ale nazwać kogoś jednym z określeń męskiego organu rozrodczego to pokazać brak kultury, stylu, polotu, wyobraźni. Taki bluzg przechodzi gładko przy piwie z kolegami, ale raczej z tymi bliższymi (nie będę tu udawał, że wulgaryzmami się brzydzę). W bardziej przypadkowym towarzystwie na upartego ujdzie, ale z lekkim szmerem zażenowania w tyle głowy. Gdy jednak dochodzi do sytuacji określanej jako publiczna, wszelkie „k..”, „ch..”, „p..” i „j..” stają się ordynarnymi pomyjami lanymi z okna wprost na głowy przechodniów.

Nie chodzi o wolność słowa, o swobodę wyrażania poglądów. Chodzi o wyczucie języka i umiejętność używania go w odpowiedni sposób w zależności od miejsca, czasu i otoczenia. Dyrektor teatru rzucając publicznie mięsem nie rozumie, że na jego scenie aktorzy przeklinają słowami swych postaci a przekleństwa i wulgaryzmy są tu środkiem wyrazu akceptowanym w pewnych rodzajach literatury. Pisałem tu kiedyś, że słowa wulgarne są jak najbardziej do użytku, ale wszystkich słów używać należy w sposób poprawny gramatycznie, składniowo i – no właśnie – stylistycznie. Tak jak robotnik na budowie nie zwróci się raczej do kolegi słowami „Romanie, bądź łaskaw odstąpić mi jednego papierosa, bym mógł ulżyć swemu nałogowi, gdyż zapomniałem nabyć nowej paczki moich ulubionych Popularnych”, tak samo dyrektor teatru nie powie do mikrofonu w Sali bankietowej „Ludzie, ch..ja wybrali na papieża!”. O ile pierwsza z przytoczonych wypowiedzi może wywołać uśmiech rozbawienia, o tyle druga – jedynie rumieniec zażenowania. Politycy bredzący o wolności słowa brną w śmieszność nie widząc, że nie o obrazę kogokolwiek, ani o ograniczanie swobody wypowiedzi tu chodzi, a o powołanie na zaszczytne stanowisko osoby bez ogłady i wyczucia, która bez żenady puszcza bąka na bankiecie i nie widzi w tym nic niestosownego.

Język się nam zaostrza, w mediach wypowiedzi i dyskusje są coraz bardziej wulgarne, dosadne, powszednieją nam chuje, kurwy i pierdolenia, którymi politycy usiłują wryć się w pamięć potencjalnych wyborców (swego czasu celował w tym pewien kierowca ciężarówki), a realizatorzy audycji coraz rzadziej sięgają po sygnał „wypikania” brzydkich słów – wyraz „zajebiście” przechodzi już nawet w prajmtajmie.

Potrzeba nowych doznań powoduję zwiększanie intensywności działań – w tym wypadku dosadności wypowiedzi. Rzucajmy mięsem w zaufanym gronie, a w mediach i sytuacjach publicznych dbajmy o język literacki. W ramach dbania czytajmy więcej! I wymagajmy więcej od ludzi kultury, takich dyrektorów teatrów płci obojga…

Popularne posty z tego bloga

Osnowa i wątek

Dwa układy nitek, z których powstaje tkanina. Nitki muszą być dobrej jakości, muszą też pasować do siebie i być umiejętnie zespolone. Jeśli któryś z tych warunków nie będzie spełniony, tkanina będzie słaba, niskiej jakości, albo po prostu nie do użytku. To dlatego tanie ubrania często po dwóch-trzech praniach nadają się tylko do wytarcia kurzu z półki, bo gdy je założymy, menel pod sklepem częstuje nas bułką. Terminy „wątek” i „osnowa” w przenośnym znaczeniu mogą również odnosić się do literatury, filmu i innych dziedzin twórczości artystycznej (i nie tylko). W kinie i literaturze jest to szczególnie ładna analogia – osnowa fabuły to tło, świat przedstawiony, realia epoki, scenografia; wątek to akcja, przeżycia, problemy i dylematy bohaterów. Aby stworzyć dzieło dobrej jakości należy zadbać o osnowę i wątki, a potem spleść je ze sobą solidnie, a lekko; mocno, lecz finezyjnie. Nie mam tu na myśli równowagi za wszelką cenę, ale właściwy dobór proporcji, w zależności od zamierzonego efek

Nauczyciele

No cóż, nie można ich wkładać do jednego worka. Moich nauczycieli z podstawówki w większości dobrze wspominam. Umieli przekazać wiedzę, choć robili to w sposób staroświecki, niejako rozpędem. Później, w liceum, czasy zaczęły się zmieniać, świat gnał do przodu, a szkoła nie nadążała. Może dlatego większość nauczycieli z mojej szkoły średniej wspominam nie najlepiej. Pędzili z programem, nie tłumaczyli, a zadawali, żonglowali podręcznikami i bez przerwy straszyli, zrzucając na uczniów całą odpowiedzialność za wynik nauczania. Efekt był taki, że każdy robił co mógł, aby ten wynik na papierze wyglądał zadowalająco. Co tam kogo zadowalało, to zupełnie inna sprawa. Języki – polski jakoś sobie trwał, obce, to szkoły językowe, do których uczęszczało wielu uczniów. Szkoła nie była miejscem, gdzie można się było nauczyć języka obcego – wynikało to nawet z przewidzianych w planie godzin bodaj 4 lub 5 godzin tygodniowo na dwa języki obce. Historia – po łebkach, przesadne rozwodzenie się nad

(Pół)analfabeci są wśród nas albo zdewaluowany magister

Matura sprzed kilkudziesięciu lat ma większą wartość niż obecny tytuł magistra. To smutne w swej istocie przekonanie wezbrało we mnie po długim czasie obserwacji posiadaczy obu wymienionych wyżej dyplomów. Jednym z wyznaczników mojego założenia jest obserwowany sposób pisania, czy szerzej, wyrażania myśli. To, jak człowiek pisze, pokazuje sposób myślenia, konstruowania sądów, a także umiejętność rozumienia i nazywania rzeczywistości. Jest jeszcze myślenie abstrakcyjne, ale wydaje mi się, że to już wyższa matematyka. Spotykam na swej drodze ludzi starszych ode mnie o dwadzieścia i więcej lat, z różnym wykształceniem – wielu ze średnim. Te osoby są zwykle oczytane, zorientowane w kulturze i sztuce XX wieku, a komunikując się pisemnie wyrażają się spójnie i w dobrym, a co najmniej przyzwoitym stylu. Jeszcze matura, którą ja zdałem jakieś półtorej dekady temu, wymagała od abiturienta napisania spójnego tekstu na 5-10 stron papieru podaniowego (był to arkusz A3 w kratkę, złożony na pół daw