Matura sprzed kilkudziesięciu lat ma większą wartość niż obecny tytuł magistra. To smutne w swej istocie przekonanie wezbrało we mnie po długim czasie obserwacji posiadaczy obu wymienionych wyżej dyplomów. Jednym z wyznaczników mojego założenia jest obserwowany sposób pisania, czy szerzej, wyrażania myśli. To, jak człowiek pisze, pokazuje sposób myślenia, konstruowania sądów, a także umiejętność rozumienia i nazywania rzeczywistości. Jest jeszcze myślenie abstrakcyjne, ale wydaje mi się, że to już wyższa matematyka.
Spotykam na swej drodze ludzi starszych ode mnie o dwadzieścia i więcej lat, z różnym wykształceniem – wielu ze średnim. Te osoby są zwykle oczytane, zorientowane w kulturze i sztuce XX wieku, a komunikując się pisemnie wyrażają się spójnie i w dobrym, a co najmniej przyzwoitym stylu.
Jeszcze matura, którą ja zdałem jakieś półtorej dekady temu, wymagała od abiturienta napisania spójnego tekstu na 5-10 stron papieru podaniowego (był to arkusz A3 w kratkę, złożony na pół dawał cztery strony A4; pisało się na nim ważniejsze klasówki i egzaminy). Pracę pisało się długopisem bądź piórem i, o ile pamiętam, trzy błędy ortograficzne powodowały ocenę niedostateczną, a drobne błędy gramatyczne, składniowe czy stylistyczne znacząco wpływały na ocenę całości.
Od początku XXI stulecia zanika wymóg składnego pisania. Matura to teraz test wyboru i praca pisemna (na około stronę A4 do dwóch) na podstawie załączonego materiału, czyli bez potrzeby posiadania wiedzy i pamięci. Na studiach coraz częściej ocenę dostaje się „za pochodzenie” na zajęcia, a egzaminy dla wygody przeprowadzane są w formie testu, lub ustnie. Natłok prac licencjackich i magisterskich uniemożliwia promotorom rzetelne poprowadzenie studentów, co odbija się na ich poziomie (i prac, i studentów). Potem taki „wysoko wykształcony” półanalfabeta wkracza na rynek pracy.
Coraz więcej spotykam na swej – prywatnej i zawodowej – drodze ludzi młodszych ode mnie. Muszę z nimi rozmawiać, korespondować, czytać napisane przez nich teksty. Naturalnie (na szczęście) znam wiele cudownych osób z zainteresowaniami, potrzebą rozwoju osobowości i intelektu nie tylko pod kątem budowania oszałamiającej kariery. Niestety, jest też coraz więcej młodych głodnych sukcesu, którzy poza determinacją i pewnością siebie nie mają nic do zaoferowania. Coraz mniej się czyta, co skutkuje brakiem treningu w składaniu wyrazów w zdania, zdań w akapity, a akapitów w artykuły, referaty, prezentacje itp. Pewność siebie bywa niezłą zasłoną dymną, maską, na którą nabiera się wielu. Dym się jednak w końcu rozwieje, maska spadnie. Trzeba się będzie zmierzyć z zadaniem, przemówić do słuchaczy, przekonać partnera biznesowego o swoich racjach. Najśmieszniej jest wtedy, gdy młody, buńczuczny Pan Magister, albo Pan Inżynier musi przyjąć lekcję pokory od starszego kolegi z maturą, który poza doświadczeniem otrzymał porządną edukację ogólną.
Słuchajmy starszych! Nie mam tu na myśli: bez szemrania róbmy tak, jak chcą starsi. Mówię raczej: słuchajmy, analizujmy i selekcjonujmy to, co słyszymy. Często wśród moralizatorskich banałów można znaleźć wartościową wiedzę i doświadczenia, które pomogą nam szybciej dojść do celu, bez wyważania otwartych drzwi.
PS pod poprzednim wpisem pojawił się kapitalny komentarz, który przytaczam poniżej (pisownia oryginalna):
„Spoko blog tylko za dużo piszesz i tak nikt nie będzie tego wszystkiego czytał, więc nie nadpracowuj się! RADZE CI”
Czyż to nie piękne podsumowanie wywodu?
Spotykam na swej drodze ludzi starszych ode mnie o dwadzieścia i więcej lat, z różnym wykształceniem – wielu ze średnim. Te osoby są zwykle oczytane, zorientowane w kulturze i sztuce XX wieku, a komunikując się pisemnie wyrażają się spójnie i w dobrym, a co najmniej przyzwoitym stylu.
Jeszcze matura, którą ja zdałem jakieś półtorej dekady temu, wymagała od abiturienta napisania spójnego tekstu na 5-10 stron papieru podaniowego (był to arkusz A3 w kratkę, złożony na pół dawał cztery strony A4; pisało się na nim ważniejsze klasówki i egzaminy). Pracę pisało się długopisem bądź piórem i, o ile pamiętam, trzy błędy ortograficzne powodowały ocenę niedostateczną, a drobne błędy gramatyczne, składniowe czy stylistyczne znacząco wpływały na ocenę całości.
Od początku XXI stulecia zanika wymóg składnego pisania. Matura to teraz test wyboru i praca pisemna (na około stronę A4 do dwóch) na podstawie załączonego materiału, czyli bez potrzeby posiadania wiedzy i pamięci. Na studiach coraz częściej ocenę dostaje się „za pochodzenie” na zajęcia, a egzaminy dla wygody przeprowadzane są w formie testu, lub ustnie. Natłok prac licencjackich i magisterskich uniemożliwia promotorom rzetelne poprowadzenie studentów, co odbija się na ich poziomie (i prac, i studentów). Potem taki „wysoko wykształcony” półanalfabeta wkracza na rynek pracy.
Coraz więcej spotykam na swej – prywatnej i zawodowej – drodze ludzi młodszych ode mnie. Muszę z nimi rozmawiać, korespondować, czytać napisane przez nich teksty. Naturalnie (na szczęście) znam wiele cudownych osób z zainteresowaniami, potrzebą rozwoju osobowości i intelektu nie tylko pod kątem budowania oszałamiającej kariery. Niestety, jest też coraz więcej młodych głodnych sukcesu, którzy poza determinacją i pewnością siebie nie mają nic do zaoferowania. Coraz mniej się czyta, co skutkuje brakiem treningu w składaniu wyrazów w zdania, zdań w akapity, a akapitów w artykuły, referaty, prezentacje itp. Pewność siebie bywa niezłą zasłoną dymną, maską, na którą nabiera się wielu. Dym się jednak w końcu rozwieje, maska spadnie. Trzeba się będzie zmierzyć z zadaniem, przemówić do słuchaczy, przekonać partnera biznesowego o swoich racjach. Najśmieszniej jest wtedy, gdy młody, buńczuczny Pan Magister, albo Pan Inżynier musi przyjąć lekcję pokory od starszego kolegi z maturą, który poza doświadczeniem otrzymał porządną edukację ogólną.
Słuchajmy starszych! Nie mam tu na myśli: bez szemrania róbmy tak, jak chcą starsi. Mówię raczej: słuchajmy, analizujmy i selekcjonujmy to, co słyszymy. Często wśród moralizatorskich banałów można znaleźć wartościową wiedzę i doświadczenia, które pomogą nam szybciej dojść do celu, bez wyważania otwartych drzwi.
PS pod poprzednim wpisem pojawił się kapitalny komentarz, który przytaczam poniżej (pisownia oryginalna):
„Spoko blog tylko za dużo piszesz i tak nikt nie będzie tego wszystkiego czytał, więc nie nadpracowuj się! RADZE CI”
Czyż to nie piękne podsumowanie wywodu?