Przejdź do głównej zawartości

Radio

Wiele narzekań słyszę na stacje radiowe. Że sieczkę puszczają, że komercha, że wartościowa muzyka nie ma szans na emisję. Narzekania te pojawiają się od wielu lat, nadchodzą falami, znikają, znów się pojawiają. I nic nie zmieniają, stacje radiowe żyją własnym życiem i ewoluują we własnym tempie. Zastanawiam się, czy naprawdę z polską radiofonią jest aż tak źle?

W czasach przedinternetowych słuchałem radia częściej i dłużej niż teraz. Jedynka towarzyszyła życiu rodzinnemu od rana do południa i czasem też wieczorami. Poranne wiadomości, „Lato z Radiem”, „Muzyka i Aktualności”, „Sygnały Dnia” – to audycje poszerzające me młode horyzonty i uzupełniające edukację mimowolnie. Podczas śniadań i obiadów informacje sączyły się przez uszy i gnieździły w pamięci. Wieczory upływały przy Trójce i Radiu Dla Ciebie. Kształtowałem wtedy moje gusta muzyczne i poszerzałem wiedzę o polskiej i zagranicznej scenie muzyki rockowej. Trochę później nieocenionym uzupełnieniem znajomości muzycznych lektur obowiązkowych było nowo powstałe Radio Pogoda.

Później nastały czasy internetu, studiów i wieczorów coraz częściej spędzanych poza domem. Radio stało się wtedy towarzyszem podróży – słuchałem go w autobusach, tramwajach, na ulicy, a następnie także w samochodzie. Nigdy nie miałem powodów, by narzekać na stacje radiowe. Po prostu zawsze wybierałem takie, które w danym momencie odpowiadały mi najbardziej. Z entuzjazmem powitałem odbiorniki pozwalające zapamiętać kilka częstotliwości i przełączać się szybko między nimi.

Radia z "sieczką" są najpopularniejsze, mają mocny sygnał i szeroki zasięg, ale są też inne stacje, do których wcale nie tak trudno trafić. Antyradio na przykład wynajduje dla mnie mocne brzmienia, których próżno szukać gdzie indziej. Wawa, nieco jak na mój gust przaśna, ale przypomina świetne utwory polskie – na szczęście współczesny pop nie pojawia się zbyt często. Do Trójki wracam z sentymentu, Jedynka i Dwójka dbają o sferę kulturalną, lecz mniej atrakcyjną medialnie. Radio publiczne utrzymuje jeszcze przy życiu zamierającą gdzie indziej sztukę słowa, dyskusje, reportaż radiowy, teatr, słuchowiska, czytanie powieści… W komercyjnych stacjach takie rzeczy się nie mieszczą, bo zabrakło by czasu na reklamy puszczane pięć razy na godzinę (częściej nie można, na szczęście).

Nie zapominajmy o radiu – możemy go słuchać nawet w internecie, przy pracy albo przeglądaniu portali społecznościowych. Stacji jest coraz więcej, oferują coraz szerszy wybór tematów i rodzaju muzyki, można słuchać ich mimochodem, bez wysiłku. Nie jest tak źle z tą naszą radiofonią.

A jak przyjemnie jest, gdy nagle, znienacka, usłyszymy swój ulubiony utwór!

Popularne posty z tego bloga

Osnowa i wątek

Dwa układy nitek, z których powstaje tkanina. Nitki muszą być dobrej jakości, muszą też pasować do siebie i być umiejętnie zespolone. Jeśli któryś z tych warunków nie będzie spełniony, tkanina będzie słaba, niskiej jakości, albo po prostu nie do użytku. To dlatego tanie ubrania często po dwóch-trzech praniach nadają się tylko do wytarcia kurzu z półki, bo gdy je założymy, menel pod sklepem częstuje nas bułką. Terminy „wątek” i „osnowa” w przenośnym znaczeniu mogą również odnosić się do literatury, filmu i innych dziedzin twórczości artystycznej (i nie tylko). W kinie i literaturze jest to szczególnie ładna analogia – osnowa fabuły to tło, świat przedstawiony, realia epoki, scenografia; wątek to akcja, przeżycia, problemy i dylematy bohaterów. Aby stworzyć dzieło dobrej jakości należy zadbać o osnowę i wątki, a potem spleść je ze sobą solidnie, a lekko; mocno, lecz finezyjnie. Nie mam tu na myśli równowagi za wszelką cenę, ale właściwy dobór proporcji, w zależności od zamierzonego efek

Nauczyciele

No cóż, nie można ich wkładać do jednego worka. Moich nauczycieli z podstawówki w większości dobrze wspominam. Umieli przekazać wiedzę, choć robili to w sposób staroświecki, niejako rozpędem. Później, w liceum, czasy zaczęły się zmieniać, świat gnał do przodu, a szkoła nie nadążała. Może dlatego większość nauczycieli z mojej szkoły średniej wspominam nie najlepiej. Pędzili z programem, nie tłumaczyli, a zadawali, żonglowali podręcznikami i bez przerwy straszyli, zrzucając na uczniów całą odpowiedzialność za wynik nauczania. Efekt był taki, że każdy robił co mógł, aby ten wynik na papierze wyglądał zadowalająco. Co tam kogo zadowalało, to zupełnie inna sprawa. Języki – polski jakoś sobie trwał, obce, to szkoły językowe, do których uczęszczało wielu uczniów. Szkoła nie była miejscem, gdzie można się było nauczyć języka obcego – wynikało to nawet z przewidzianych w planie godzin bodaj 4 lub 5 godzin tygodniowo na dwa języki obce. Historia – po łebkach, przesadne rozwodzenie się nad

(Pół)analfabeci są wśród nas albo zdewaluowany magister

Matura sprzed kilkudziesięciu lat ma większą wartość niż obecny tytuł magistra. To smutne w swej istocie przekonanie wezbrało we mnie po długim czasie obserwacji posiadaczy obu wymienionych wyżej dyplomów. Jednym z wyznaczników mojego założenia jest obserwowany sposób pisania, czy szerzej, wyrażania myśli. To, jak człowiek pisze, pokazuje sposób myślenia, konstruowania sądów, a także umiejętność rozumienia i nazywania rzeczywistości. Jest jeszcze myślenie abstrakcyjne, ale wydaje mi się, że to już wyższa matematyka. Spotykam na swej drodze ludzi starszych ode mnie o dwadzieścia i więcej lat, z różnym wykształceniem – wielu ze średnim. Te osoby są zwykle oczytane, zorientowane w kulturze i sztuce XX wieku, a komunikując się pisemnie wyrażają się spójnie i w dobrym, a co najmniej przyzwoitym stylu. Jeszcze matura, którą ja zdałem jakieś półtorej dekady temu, wymagała od abiturienta napisania spójnego tekstu na 5-10 stron papieru podaniowego (był to arkusz A3 w kratkę, złożony na pół daw