Zawsze lubiłem od czasu do czasu sobie siąść i poczytać encyklopedię albo słownik. Otwiera się taką księgę ogromną i grubą, gdzie alfabetycznie ułożone znajdują się objaśnione słowa dotyczące wszystkich dziedzin życia. W encyklopediach i niektórych słownikach są też nazwiska ważnych ludzi – dobrych i złych, żyjących dawno i obecnie. Przewracam kartki na chybił/trafił, czytam po kolei wszystkie hasła na danej stronie albo śledzę odnośniki, skacząc z hasła na hasło. Ot, takie moje małe dziwactwo, mam nadzieję, że niepowodujące raka i chorób serca.
Od kilku lat coraz łatwiej dostępne są internetowe słowniki i encyklopedie. Mają wiele zalet: są stale uaktualniane, nie są grube i ciężkie, nie zbierają kurzu na półce, a szukana informacja dostępna jest o wiele szybciej – wystarczy wpisać słowo, by po ułamku sekundy dostać setki, jeśli nie tysiące wyników. Dla mnie mają też wady: nie można im za bardzo ufać i nie da się ich poczytać (choć znalazłem sposób alternatywny, o którym za chwilę).
Czytanie nie jest zerojedynkowe. Gdy czytam książkę, artykuł czy inny tekst (dłuższy lub krótszy) na dany temat, chcąc nie chcąc dostaję przed oczy dygresje, przykłady, omówienia i anegdoty, które autor uznał za stosowne przytoczyć. Każde, nawet najsubtelniejsze odejście od tematu jest zarazem dróżką do kolejnego zagadnienia, o którym warto dowiedzieć się więcej z innego tekstu. Część takich informacji można przyswoić podświadomie lub z niewielkim wysiłkiem – żartobliwa otoczka pomoże zapamiętać poważną treść.
Czytanie pielęgnuje także zdolność poszukiwania informacji. Korzystanie ze słowników i encyklopedii wymaga znajomości alfabetu. Nie wiem czy słusznie, ale zaryzykuję twierdzenie, że istnieją już ludzie, dla których kolejność liter w alfabecie nie jest oczywistością i równie dobrze mogłaby być taka: „QWERTYUIOPASDFGHJKLZXCVBNM”. Bo niby dlaczego literki są w taki sposób poukładane na klawiaturze? Mam nadzieję, że się mylę i nie ma takich osób.
Wspaniałe błyskawiczne pozyskiwanie informacji na dany temat dał nam internet. Wymagania: podstawowa umiejętność czytania i pisania oraz dostęp do sieci. Wpisujemy hasło, klik – i jest wynik. Przypadkowy, niepewny, ale za to szybko i bez wysiłku. Wszelkie błędy powielane są równie szybko, a wyszukiwarka ich nie wyłapie, jeśli staną się dość powszechne. O anegdotach, dygresjach, glosach i innych wtrętach można zapomnieć. Wiedza o świecie staje się coraz bardziej „poszarpana”, chaotyczna i powierzchowna.
Postęp technik informatycznych jest dźwignią hamulca sprawności umysłowej. Mówią niektórzy, że skoro wszystko można znaleźć w ciągu paru sekund, to po co pamiętać. Ano właśnie po to, żeby móc cokolwiek odnaleźć, żeby wiedzieć, że można coś odnaleźć. Ludzie bez namysłu przeciążający swe komputery osobiste kolejnymi gigabajtami w formie gier i programów użytkowych i dbający o ciągły rozwój mocy obliczeniowych swych maszyn, zaniedbują i lekceważą nieporównywalnie potężniejszy komputer, jakim jest mózg. Człowiek z superkomputerem i zastanym, nieruchawym mózgiem po odłączeniu zasilania nie będzie w stanie wymienić nazw państw sąsiadujących z Polską oraz rozwiązać rachunku 2x2, że o poważniejszych zadaniach nie wspomnę. Wtedy, po odłączeniu zasilania, to ci biedniejsi, technicznie zacofani będą mieli przewagę. „Ostatni będą pierwszymi”, czy jakoś tak pisali ci od ziół i wina.
Na koniec elektroniczna wersja mojej rozrywki – linki w encyklopediach internetowych. Hasło wpisujemy tylko raz, potem już tylko klikamy w kolejne linki. Można przeskakiwać link za linkiem, można wracać do pierwszego hasła i „obadać” wszystkie odnośniki – jak kto woli.
Od kilku lat coraz łatwiej dostępne są internetowe słowniki i encyklopedie. Mają wiele zalet: są stale uaktualniane, nie są grube i ciężkie, nie zbierają kurzu na półce, a szukana informacja dostępna jest o wiele szybciej – wystarczy wpisać słowo, by po ułamku sekundy dostać setki, jeśli nie tysiące wyników. Dla mnie mają też wady: nie można im za bardzo ufać i nie da się ich poczytać (choć znalazłem sposób alternatywny, o którym za chwilę).
Czytanie nie jest zerojedynkowe. Gdy czytam książkę, artykuł czy inny tekst (dłuższy lub krótszy) na dany temat, chcąc nie chcąc dostaję przed oczy dygresje, przykłady, omówienia i anegdoty, które autor uznał za stosowne przytoczyć. Każde, nawet najsubtelniejsze odejście od tematu jest zarazem dróżką do kolejnego zagadnienia, o którym warto dowiedzieć się więcej z innego tekstu. Część takich informacji można przyswoić podświadomie lub z niewielkim wysiłkiem – żartobliwa otoczka pomoże zapamiętać poważną treść.
Czytanie pielęgnuje także zdolność poszukiwania informacji. Korzystanie ze słowników i encyklopedii wymaga znajomości alfabetu. Nie wiem czy słusznie, ale zaryzykuję twierdzenie, że istnieją już ludzie, dla których kolejność liter w alfabecie nie jest oczywistością i równie dobrze mogłaby być taka: „QWERTYUIOPASDFGHJKLZXCVBNM”. Bo niby dlaczego literki są w taki sposób poukładane na klawiaturze? Mam nadzieję, że się mylę i nie ma takich osób.
Wspaniałe błyskawiczne pozyskiwanie informacji na dany temat dał nam internet. Wymagania: podstawowa umiejętność czytania i pisania oraz dostęp do sieci. Wpisujemy hasło, klik – i jest wynik. Przypadkowy, niepewny, ale za to szybko i bez wysiłku. Wszelkie błędy powielane są równie szybko, a wyszukiwarka ich nie wyłapie, jeśli staną się dość powszechne. O anegdotach, dygresjach, glosach i innych wtrętach można zapomnieć. Wiedza o świecie staje się coraz bardziej „poszarpana”, chaotyczna i powierzchowna.
Postęp technik informatycznych jest dźwignią hamulca sprawności umysłowej. Mówią niektórzy, że skoro wszystko można znaleźć w ciągu paru sekund, to po co pamiętać. Ano właśnie po to, żeby móc cokolwiek odnaleźć, żeby wiedzieć, że można coś odnaleźć. Ludzie bez namysłu przeciążający swe komputery osobiste kolejnymi gigabajtami w formie gier i programów użytkowych i dbający o ciągły rozwój mocy obliczeniowych swych maszyn, zaniedbują i lekceważą nieporównywalnie potężniejszy komputer, jakim jest mózg. Człowiek z superkomputerem i zastanym, nieruchawym mózgiem po odłączeniu zasilania nie będzie w stanie wymienić nazw państw sąsiadujących z Polską oraz rozwiązać rachunku 2x2, że o poważniejszych zadaniach nie wspomnę. Wtedy, po odłączeniu zasilania, to ci biedniejsi, technicznie zacofani będą mieli przewagę. „Ostatni będą pierwszymi”, czy jakoś tak pisali ci od ziół i wina.
Na koniec elektroniczna wersja mojej rozrywki – linki w encyklopediach internetowych. Hasło wpisujemy tylko raz, potem już tylko klikamy w kolejne linki. Można przeskakiwać link za linkiem, można wracać do pierwszego hasła i „obadać” wszystkie odnośniki – jak kto woli.