Przejdź do głównej zawartości

Wierzącość niepraktykującość

Religijność moich rodaków nie przestaje mnie zadziwiać. Z jednej strony wydawać by się mogło, że Polacy to żarliwi katolicy. Z drugiej, naprawdę żarliwi katolicy (tacy modelowi, uczęszczający regularnie na mszę, żegnający się pełnym gestem i przestrzegający przykazań i nauki kościoła) nazywani są „dewotami” czy „moherami”. Dziecko trzeba ochrzcić i posłać do komunii, ale specjalnie nie wyjaśnia się sensu tych poczynań (znaczy sensu duchowego, religijnego, bo wyjaśnienie, że „wszyscy idą, to ty też”, to nie wyjaśnienie). W Polsce powstał taki typ katolika, coraz powszechniej spotykany, który określamy mianem „wierzący-niepraktykujący”. Do kościoła chodzi na śluby, pogrzeby, chrzciny, czasem na Pasterkę i na Wielkanoc z koszyczkiem. Chrzci dziecko, bierze ślub kościelny, ale przed ślubem nie przejmuje się „czystością” (czyli nieuprawianiem seksu), używa życia i antykoncepcji i niespecjalnie interesuje się poglądami Kościoła na różne sfery życia – o podzielaniu ich nie wspominając.

Od niedawna do świadomości społecznej przebija się ateizm. To znaczy przebija się od dawna, ale niedawno dopiero zaczął być dostrzegany przez oficjalne środki masowego przekazu. Nagle okazuje się, że można nie być katolikiem i nie mieć z tego powodu większych nieprzyjemności. Coraz więcej par rezygnuje ze ślubu kościelnego (czy robią to z przekonania czy ze skąpstwa albo lenistwa, to już inna sprawa) i nie chrzci dzieci, zostawiając im wybór do czasu, gdy będą zdolne go dokonać.

Mam wrażenie (potwierdzają je ankiety), że mimo oficjalnej przytłaczającej większości katolików w Polsce (ponad 90%), tak naprawdę odsetek „praktykujących” jest dużo niższy. Ilu jest ludzi, którzy de facto katolikami nie są, a zachowują pozory ze względu na rodzinę, sąsiadów, znajomych, tego nie sposób się dowiedzieć (skoro ktoś zachowuje pozory, raczej się do tego nie przyznaje). Podejrzewam, że coraz więcej, a rośnie pewnie też odsetek przepływających z grupy „niepraktykujący” do grupy „niewierzący”, ciskających w kąt zakłamanie i presję otoczenia. Póki Kościół kat. ma duży wpływ na rządzących, ta tendencja będzie spowalniana, jednak z coraz mniejszym powodzeniem. Skoro coraz większa grupa niewierzących wyborców zacznie wybierać niewierzące władze, przymilanie się do biskupów straci sens, co więcej, będzie to najkrótsza i najprostsza droga do utraty władzy.

Zdarza mi się słyszeć opinie, że niepraktykujący są hipokrytami i oportunistami. Jest to prawda z punktu widzenia religii. Ze strony racjonalnej można „niepraktykującość” określić jako stadium przejściowe, jako drogę ku świeckości naszego społeczeństwa. Nie traktowałbym zatem zbyt surowo tych ceremonii i sakramentów odprawianych „dla rodziny”, „bo taka jest tradycja”. Następnym pokoleniom coraz łatwiej będzie przychodziło postępowanie zgodnie z własnymi przekonaniami, bez oglądania się na to, co wypada.

Wierz i pozwól wierzyć (lub nie wierzyć) innym!

Polecam bardzo ciekawą rozmowę z dr. Zdzisławem Słowikiem, Z motyką na Kościół, wydrukowaną w najnowszym „Przeglądzie” (nr 29(655) z 22 lipca 2012 r.).

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwa zupa czyli jak uniknąć razów męża

Kilkanaście lat temu ruszyła kampania społeczna przeciwko przemocy wobec kobiet. Sztandarem tej kampanii był plakat przedstawiający kobietę pobitą – z siniakami i zadrapaniami – opatrzony podpisem: „Bo zupa była za słona”. Zestawienie poruszające, wywołujące u każdego w miarę wrażliwego odbiorcy poczucie absurdu i sprzeciwu wobec takiego (czytaj: przedmiotowego i okrutnego) traktowania drugiego człowieka. Jaki skutek odniosła ta kampania? To pytanie do socjologów, jednak na pewno udało się zwrócić uwagę szerszego grona obywateli na to wstydliwe zagadnienie. Przedtem mówiono, że kobieta powinna dźwigać swój krzyż, że związek małżeński jest święty, a żona jest przeznaczona mężowi, który jest „panem domu”. Jeszcze głupsze w mojej skromnej opinii jest porzekadło, że mężczyzna jest głową domu, a kobieta ma być szyją (co rozumiem tak, że kobieta może co najwyżej sprytnie manipulować mężem i forsować swoje potrzeby/pomysły niepostrzeżenie, by mąż myślał, że to on decyduje), co od razu wykluc...

Czas na nowy afisz

Staram się nie pisać wprost o polityce, ale dziś to zrobię. Mówi się: zainteresuj się polityką, zanim polityka zainteresuje się tobą. No i przyszedł dla polskich wyborców czas, że polityka się nimi zainteresowała w takim stopniu, że polityką zainteresować się musieli. O prawdziwości tego twierdzenia niech świadczy frekwencja w wyborach – do tej pory niespecjalnie zajmujących – samorządowych. Nie sam wynik jest tu znamienny, a właśnie frekwencja.   Okazało się, że nie jest z nami tak źle, jak to mówili panowie naukowcy, analitycy, dziennikarze, publicyści i inni spece. Tak zwany przeciętny wyborca, niezależnie od poglądów, jest w stanie władzy wybaczyć wiele, jeśli władza niewybaczalne sprawy zrekompensuje. A przynajmniej jeśli wiarygodnie coś obieca, a potem dotrzyma (co rzadkie), a przynajmniej stworzy pozory dotrzymania. Jeśli jednak władza obiecuje nieudolnie, dotrzymuje rzadko, a zamiast pozorów prezentuje chucpę i arogancję, ludzi traktuje jak niezbyt rozgarnięte dzieci – no,...

Osnowa i wątek

Dwa układy nitek, z których powstaje tkanina. Nitki muszą być dobrej jakości, muszą też pasować do siebie i być umiejętnie zespolone. Jeśli któryś z tych warunków nie będzie spełniony, tkanina będzie słaba, niskiej jakości, albo po prostu nie do użytku. To dlatego tanie ubrania często po dwóch-trzech praniach nadają się tylko do wytarcia kurzu z półki, bo gdy je założymy, menel pod sklepem częstuje nas bułką. Terminy „wątek” i „osnowa” w przenośnym znaczeniu mogą również odnosić się do literatury, filmu i innych dziedzin twórczości artystycznej (i nie tylko). W kinie i literaturze jest to szczególnie ładna analogia – osnowa fabuły to tło, świat przedstawiony, realia epoki, scenografia; wątek to akcja, przeżycia, problemy i dylematy bohaterów. Aby stworzyć dzieło dobrej jakości należy zadbać o osnowę i wątki, a potem spleść je ze sobą solidnie, a lekko; mocno, lecz finezyjnie. Nie mam tu na myśli równowagi za wszelką cenę, ale właściwy dobór proporcji, w zależności od zamierzonego efek...