Moda w branży fryzjerskiej jest równie zmienna, jak w krawieckiej. Męskie i damskie fryzury podlegają nieustannym przemianom, ewolucjom i rewolucjom. Raz krócej, raz dłużej, czasem nierówno, czasem symetrycznie. To, co modne było przed ćwierćwieczem, dziesięć lat temu uznawano za obciach, by w zeszłym roku przywrócić do łask. Jedno uczesanie chyba nigdy nie wyjdzie z mody, a na pewno było i jest doceniane. Mam na myśli długie, niczym nieskrępowane włosy u kobiet.
Może upięte w kok podkreślają biust, może wysoko zawiązany kucyk odmładza. Może podobać się dziewczyna ostrzyżona „na zapałkę”, z irokezem lub wieńcem a la Tymoszenko. Może i podoba się na pewno. Jednak ciężko znaleźć chłopa w wieku produkcyjnym, który nie odwróci się z zachwytem na widok burzy włosów spadających na plecy – i niżej.
Drzewiej bywało, że długie włosy były atrybutem młodości i panieństwa. Po ślubie kobieta traciła wianek i warkocze, a w zamian dostawała czepiec. Włosy na damskiej głowie uważano za bardziej naznaczone erotyzmem, niż w rzeczywistości były. Muzułmanie zakazują kobietom odkrywania głów, co i w Europie bywało normą. Z drugiej strony kobieta nosząca fryzurę krótką, w męskim stylu (myśląc dzisiejszymi standardami) mogła być uznana za nieprzyzwoitą, wyzwoloną, taką, której marzy się równouprawnienie albo inne takie bzdury. Jednak znowu – to długie włosy stały się symbolem wolnej miłości, manifestowanej także przez mężczyzn. Długie, gęste, zdrowe włosy są oznaką zdrowia, a więc i atrakcyjności – to przeświadczenie zakorzeniła w nas ewolucja i dotyczy głównie kobiet. U mężczyzn atrakcyjny jest także brak owłosienia na głowie, co oznacza wyższy poziom testosteronu, a więc większą, wartościowszą męskość.
Dziś odnoszę wrażenie, że długie włosy dalej są oznaką buntu, młodości, nieskrępowania, może też niedojrzałości. Od mężczyzn, grzecznie uczesanych „z przedziałkiem” lub „średnio na jeża”, nieraz słyszałem: „Ja to w młodości miałem włosy do pasa”, „Nosiło się kiedyś hery i wywijało nimi na koncertach!”. Mówią to z nostalgią, a ja się zastanawiam, co im kazało się ostrzyc, skoro tak teraz tęsknią. Kobiety zbliżające się do czterdziestki i starsze zwykle noszą fryzury krótkie, nieekstrawaganckie, najlepiej króciutko przycięte z tyłu. Raczej nie chcą wyobrażać sobie siebie z dłuższymi włosami, lubią za to opowiadać, jakie to „w młodości” miały szałowe i szalone fryzury.
A może warto wprowadzić czasem jakąś odmianę? Podobno kobiety myślą, że długie włosy postarzają, a tymczasem jest odwrotnie. Obcinając je po czterdziestce tworzą z nich (a raczej utrwalają) atrybut młodości – kobieta z krótkimi włosami wkracza w smugę cienia, staje się „niewidzialna” dla mężczyzn. Pozostaje już tylko rola babci, cioci i dobrej żony, zawsze schludnej i niekojarzącej się z (a fe!) jakąkolwiek seksualnością.
Oczywiście, każdy jest inny, każdemu pasuje co innego. Nie namawiam w żadnym wypadku do robienia czegoś wbrew sobie. Jednak czasem się zdarza (jestem przekonany) że zmienianie ulubionego stylu na „bardziej przyzwoity” to tłamszenie swego JA pod presją otoczenia i de facto robienie tego wbrew sobie. Długie włosy są piękne! Noście je, jeśli możecie i macie ochotę, do późnej starości. To uczesanie z mody nie wyjdzie.
Może upięte w kok podkreślają biust, może wysoko zawiązany kucyk odmładza. Może podobać się dziewczyna ostrzyżona „na zapałkę”, z irokezem lub wieńcem a la Tymoszenko. Może i podoba się na pewno. Jednak ciężko znaleźć chłopa w wieku produkcyjnym, który nie odwróci się z zachwytem na widok burzy włosów spadających na plecy – i niżej.
Drzewiej bywało, że długie włosy były atrybutem młodości i panieństwa. Po ślubie kobieta traciła wianek i warkocze, a w zamian dostawała czepiec. Włosy na damskiej głowie uważano za bardziej naznaczone erotyzmem, niż w rzeczywistości były. Muzułmanie zakazują kobietom odkrywania głów, co i w Europie bywało normą. Z drugiej strony kobieta nosząca fryzurę krótką, w męskim stylu (myśląc dzisiejszymi standardami) mogła być uznana za nieprzyzwoitą, wyzwoloną, taką, której marzy się równouprawnienie albo inne takie bzdury. Jednak znowu – to długie włosy stały się symbolem wolnej miłości, manifestowanej także przez mężczyzn. Długie, gęste, zdrowe włosy są oznaką zdrowia, a więc i atrakcyjności – to przeświadczenie zakorzeniła w nas ewolucja i dotyczy głównie kobiet. U mężczyzn atrakcyjny jest także brak owłosienia na głowie, co oznacza wyższy poziom testosteronu, a więc większą, wartościowszą męskość.
Dziś odnoszę wrażenie, że długie włosy dalej są oznaką buntu, młodości, nieskrępowania, może też niedojrzałości. Od mężczyzn, grzecznie uczesanych „z przedziałkiem” lub „średnio na jeża”, nieraz słyszałem: „Ja to w młodości miałem włosy do pasa”, „Nosiło się kiedyś hery i wywijało nimi na koncertach!”. Mówią to z nostalgią, a ja się zastanawiam, co im kazało się ostrzyc, skoro tak teraz tęsknią. Kobiety zbliżające się do czterdziestki i starsze zwykle noszą fryzury krótkie, nieekstrawaganckie, najlepiej króciutko przycięte z tyłu. Raczej nie chcą wyobrażać sobie siebie z dłuższymi włosami, lubią za to opowiadać, jakie to „w młodości” miały szałowe i szalone fryzury.
A może warto wprowadzić czasem jakąś odmianę? Podobno kobiety myślą, że długie włosy postarzają, a tymczasem jest odwrotnie. Obcinając je po czterdziestce tworzą z nich (a raczej utrwalają) atrybut młodości – kobieta z krótkimi włosami wkracza w smugę cienia, staje się „niewidzialna” dla mężczyzn. Pozostaje już tylko rola babci, cioci i dobrej żony, zawsze schludnej i niekojarzącej się z (a fe!) jakąkolwiek seksualnością.
Oczywiście, każdy jest inny, każdemu pasuje co innego. Nie namawiam w żadnym wypadku do robienia czegoś wbrew sobie. Jednak czasem się zdarza (jestem przekonany) że zmienianie ulubionego stylu na „bardziej przyzwoity” to tłamszenie swego JA pod presją otoczenia i de facto robienie tego wbrew sobie. Długie włosy są piękne! Noście je, jeśli możecie i macie ochotę, do późnej starości. To uczesanie z mody nie wyjdzie.