Kilkanaście lat temu przez polską kinematografię przetoczyła się moda na kolorowanie czarno-białych filmów. Czy było to zachłyśnięcie się możliwościami współczesnej techniki, czy może przekonanie, że kolorowy film to postęp – nie wiem. Wiem, że kolor w filmie to postęp technologiczny, ale w sensie estetycznym nie wyparł i nie wyprze całkowicie z ekranów filmów czarno-białych. Obecnie są to dwa równoległe sposoby kręcenia filmów; każdy ma swoje wady i zalety. Obie techniki służą do osiągnięcia nieco innych celów, zastosowanie jednej lub drugiej zależy od wizji reżysera.
A tymczasem producenci, liczący zapewne na ponowne przyciągnięcie widzów przed ekrany oraz, być może, na zainteresowanie młodszej publiczności, pokolorowali kilka świetnych filmów, czym – w mojej opinii – zbezcześcili te dzieła. Nie mogę patrzeć na Samych swoich, ani na Jak rozpętałem drugą wojnę światową – zwyczajnie nie daję rady wysiedzieć przed telewizorem przy powtórkach. Chętnie obejrzałbym te filmy, bo są z gatunku „nie do znudzenia”, ale sztuczność kolorów i zniweczona praca filmowców odpowiedzialnych za obraz zwyczajnie mnie odstręcza. Niestety, bardzo rzadko, jeśli w ogóle, można spotkać wersję oryginalną. Nie przychodzą mi do głowy inne filmy potraktowane w ten sposób, ale chyba jeszcze było ich kilka.
Wielkie szczęście, że pomysł się nie przyjął, a pierwszy hurraoptymizm został zahamowany. „Kolorowacze” zostawili w spokoju Pancernych, Stawkę i wiele wspaniałych czarno-białych pereł rodzimej sztuki filmowej, za co jestem im niezmiernie wdzięczny.
Kolorowanki zostawmy przedszkolakom.
A tymczasem producenci, liczący zapewne na ponowne przyciągnięcie widzów przed ekrany oraz, być może, na zainteresowanie młodszej publiczności, pokolorowali kilka świetnych filmów, czym – w mojej opinii – zbezcześcili te dzieła. Nie mogę patrzeć na Samych swoich, ani na Jak rozpętałem drugą wojnę światową – zwyczajnie nie daję rady wysiedzieć przed telewizorem przy powtórkach. Chętnie obejrzałbym te filmy, bo są z gatunku „nie do znudzenia”, ale sztuczność kolorów i zniweczona praca filmowców odpowiedzialnych za obraz zwyczajnie mnie odstręcza. Niestety, bardzo rzadko, jeśli w ogóle, można spotkać wersję oryginalną. Nie przychodzą mi do głowy inne filmy potraktowane w ten sposób, ale chyba jeszcze było ich kilka.
Wielkie szczęście, że pomysł się nie przyjął, a pierwszy hurraoptymizm został zahamowany. „Kolorowacze” zostawili w spokoju Pancernych, Stawkę i wiele wspaniałych czarno-białych pereł rodzimej sztuki filmowej, za co jestem im niezmiernie wdzięczny.
Kolorowanki zostawmy przedszkolakom.