Bardzo lubiłem i nadal miło wspominam moją podstawówkową bibliotekę. Mimo że później trafiłem do bibliotek większych, nowocześniejszych i z dużo bogatszym księgozbiorem, to ta mała dwupokojowa biblioteka szkolna pozostanie na pierwszym miejscu w moim rankingu. Tam bowiem poznałem magię książek, zakochałem się w zapachu kurzu towarzyszącemu czytaniu rozlatujących się pożółkłych książek obłożonych w papier pakowy lub wyświechtaną ceratę. Tamtej biblioteki już nie ma – książki są pięknie oprawione, stoi kilka komputerów połączonych z internetem – ale lektury, te pierwsze młodzieńcze lektury, pozostały w pamięci na zawsze. Teraz, nawet gdy sięgam po nowe wydanie któregoś z mych dawnych bestsellerów, to czuję ten zapach, tę atmosferę towarzyszącą czytaniu na podłodze między półkami przy brzęczeniu świetlówki jarzeniowej.
Jedną z takich książek, do której regularnie od lat co jakiś czas wracam jest Ucho od śledzia Hanny Ożogowskiej. Opis relacji międzyludzkich nie traci nic na aktualności, a przedstawiane postawy, wartości i wybory są cały czas równie ważne i warte przypomnienia. Akcja toczy się w latach 60. XX wieku w zniszczonej kamienicy na warszawskim Powiślu. Pięć rodzin, czy raczej gospodarstw domowych, wtłoczono do jednego mieszkania w oczekiwaniu na przydział nowych lokali. Ożogowska po mistrzowsku opisuje wzajemne relacje sąsiadów, przyjaźnie, nieporozumienia, kłótnie i życzliwą pomoc. Bardzo interesujące są opisy ówczesnej Warszawy – wędrując po stolicy można prześledzić zmiany, jakie zaszły przez ostatnie czterdzieści lat.
Narracja skupiona jest głównie na młodych bohaterach – uczniach szkoły podstawowej. Jednak przez pryzmat dziecięcych przygód widać również codzienność dorosłych, z ich problemami, rozterkami, nadziejami, ich radością i smutkiem. Jest to bodaj najlepsza powieść Ożogowskiej, dla mnie na pewno najlepsza z tych, które czytałem. Autorka wzniosła się na wyżyny swojej i tak ponadprzeciętnej sprawności pisarskiej, zwykłe kilka miesięcy z życia lokatorów pewnego domu pokazała z humorem i zadumą, wartko i bez dłużyzn. Dydaktyzm nie jest nachalny, właściwie można go w ogóle nie zauważać. Powieść przeznaczona dla młodzieży w każdym wieku, od lat dwunastu do stu dwunastu.
Książka znana zapewne starszym czytelnikom (kiedyś czytanie było bardziej popularną rozrywką, niż dziś) ale dostępna w księgarniach i być może czasem jeszcze omawiana w szkołach (?). Gorąco polecam i życzę miłej lektury.
Jedną z takich książek, do której regularnie od lat co jakiś czas wracam jest Ucho od śledzia Hanny Ożogowskiej. Opis relacji międzyludzkich nie traci nic na aktualności, a przedstawiane postawy, wartości i wybory są cały czas równie ważne i warte przypomnienia. Akcja toczy się w latach 60. XX wieku w zniszczonej kamienicy na warszawskim Powiślu. Pięć rodzin, czy raczej gospodarstw domowych, wtłoczono do jednego mieszkania w oczekiwaniu na przydział nowych lokali. Ożogowska po mistrzowsku opisuje wzajemne relacje sąsiadów, przyjaźnie, nieporozumienia, kłótnie i życzliwą pomoc. Bardzo interesujące są opisy ówczesnej Warszawy – wędrując po stolicy można prześledzić zmiany, jakie zaszły przez ostatnie czterdzieści lat.
Narracja skupiona jest głównie na młodych bohaterach – uczniach szkoły podstawowej. Jednak przez pryzmat dziecięcych przygód widać również codzienność dorosłych, z ich problemami, rozterkami, nadziejami, ich radością i smutkiem. Jest to bodaj najlepsza powieść Ożogowskiej, dla mnie na pewno najlepsza z tych, które czytałem. Autorka wzniosła się na wyżyny swojej i tak ponadprzeciętnej sprawności pisarskiej, zwykłe kilka miesięcy z życia lokatorów pewnego domu pokazała z humorem i zadumą, wartko i bez dłużyzn. Dydaktyzm nie jest nachalny, właściwie można go w ogóle nie zauważać. Powieść przeznaczona dla młodzieży w każdym wieku, od lat dwunastu do stu dwunastu.
Książka znana zapewne starszym czytelnikom (kiedyś czytanie było bardziej popularną rozrywką, niż dziś) ale dostępna w księgarniach i być może czasem jeszcze omawiana w szkołach (?). Gorąco polecam i życzę miłej lektury.