Przejdź do głównej zawartości

Koniec podróżowania

W weekend byłem w Dublinie. Połaziłem po centrum, poszedłem nad morze, zajrzałem w okolice ulubionych pubów. Nie, nie cały weekend. W sobotę rano skoczyłem na chwilę na Manhattan, pod dom Carrie Bradshaw z Seksu w wielkim mieście. Na koniec jeszcze szybki spacer po południowej Anglii, konkretnie po hrabstwie Devon. Wszystko to w weekend, a do tego bez zdejmowania piżamy.

Ktoś powie – wolne żarty! W d… byłeś i g… widziałeś! Czyżby? Otóż aplikacja street view w Gogle Maps rozwija się w imponującym tempie. Zaznaczasz miejsce na mapie, przeciągasz pomarańczowego ludzika i bum!, pojawia się widok ulicy, który można przesuwać, obracać, powiększać i pomniejszać według uznania. Klik i rozglądasz się po 5th Upper West Avenue. Klik i przenosisz się na Piccadilly Circus. Nowe rejony są włączane do tej aplikacji każdego dnia. Tam gdzie serwis jeszcze nie dotarł, pomarańczowy ludzik pokaże bezlik zdjęć przesłanych przez internautów. To nie to samo, co wrażenie spaceru, ale po pierwsze, to również daje pojęcie, jak dany obszar wygląda, a po drugie, w przypadku Polski – mieszkam tu, więc po co mi Polska.

Pozostańmy przy Wyspach Brytyjskich, jako przykładzie. Guinnessa mogę kupić w wielu sklepach, angielska prasa i książki są dostępne w empikach (i nie tylko) angielskie lub pseudoangielskie restauracje też się znajdą. Teraz jeszcze zajadając clam chowder i popijając go herbatą z mlekiem mogę otworzyć laptopa i rzucić okiem na nowojorski Central Park. A jaka oszczędność czasu i pieniędzy! Poza tym nie ma problemu z barierą językową, nikt mnie nie naciągnie ani nie obrabuje w ciemnej uliczce, bym potem na migi musiał zgłaszać znudzonemu policjantowi, że zostałem napadnięty.

Obecnie coraz więcej spraw można załatwić bez wychodzenia z domu. Nawet życie towarzyskie w dużym stopniu przeniosło się na fejsbuka i inne portale społecznościowe. Jedyny powód, że ludzie się jeszcze tłuką po świecie, to przemysł turystyczny. Dzięki niemu jesteśmy w komfortowej sytuacji – mamy do dyspozycji tysiące połączeń w niemal każdy zakątek świata, a jednocześnie nie musimy wcale z nich korzystać.

Kiedyś w Wielkiej Grze (był taki teleturniej) uczestnicy rywalizowali z zakresu wiedzy o Paryżu. Wygrał młody człowiek, a gdy pani Ryster spytała, na co przeznaczy nagrodę, odpowiedział: „Pojadę wreszcie do Paryża, bo nigdy tam nie byłem”. Niech to wystarczy za komentarz i puentę.

Popularne posty z tego bloga

Osnowa i wątek

Dwa układy nitek, z których powstaje tkanina. Nitki muszą być dobrej jakości, muszą też pasować do siebie i być umiejętnie zespolone. Jeśli któryś z tych warunków nie będzie spełniony, tkanina będzie słaba, niskiej jakości, albo po prostu nie do użytku. To dlatego tanie ubrania często po dwóch-trzech praniach nadają się tylko do wytarcia kurzu z półki, bo gdy je założymy, menel pod sklepem częstuje nas bułką. Terminy „wątek” i „osnowa” w przenośnym znaczeniu mogą również odnosić się do literatury, filmu i innych dziedzin twórczości artystycznej (i nie tylko). W kinie i literaturze jest to szczególnie ładna analogia – osnowa fabuły to tło, świat przedstawiony, realia epoki, scenografia; wątek to akcja, przeżycia, problemy i dylematy bohaterów. Aby stworzyć dzieło dobrej jakości należy zadbać o osnowę i wątki, a potem spleść je ze sobą solidnie, a lekko; mocno, lecz finezyjnie. Nie mam tu na myśli równowagi za wszelką cenę, ale właściwy dobór proporcji, w zależności od zamierzonego efek

Nauczyciele

No cóż, nie można ich wkładać do jednego worka. Moich nauczycieli z podstawówki w większości dobrze wspominam. Umieli przekazać wiedzę, choć robili to w sposób staroświecki, niejako rozpędem. Później, w liceum, czasy zaczęły się zmieniać, świat gnał do przodu, a szkoła nie nadążała. Może dlatego większość nauczycieli z mojej szkoły średniej wspominam nie najlepiej. Pędzili z programem, nie tłumaczyli, a zadawali, żonglowali podręcznikami i bez przerwy straszyli, zrzucając na uczniów całą odpowiedzialność za wynik nauczania. Efekt był taki, że każdy robił co mógł, aby ten wynik na papierze wyglądał zadowalająco. Co tam kogo zadowalało, to zupełnie inna sprawa. Języki – polski jakoś sobie trwał, obce, to szkoły językowe, do których uczęszczało wielu uczniów. Szkoła nie była miejscem, gdzie można się było nauczyć języka obcego – wynikało to nawet z przewidzianych w planie godzin bodaj 4 lub 5 godzin tygodniowo na dwa języki obce. Historia – po łebkach, przesadne rozwodzenie się nad

(Pół)analfabeci są wśród nas albo zdewaluowany magister

Matura sprzed kilkudziesięciu lat ma większą wartość niż obecny tytuł magistra. To smutne w swej istocie przekonanie wezbrało we mnie po długim czasie obserwacji posiadaczy obu wymienionych wyżej dyplomów. Jednym z wyznaczników mojego założenia jest obserwowany sposób pisania, czy szerzej, wyrażania myśli. To, jak człowiek pisze, pokazuje sposób myślenia, konstruowania sądów, a także umiejętność rozumienia i nazywania rzeczywistości. Jest jeszcze myślenie abstrakcyjne, ale wydaje mi się, że to już wyższa matematyka. Spotykam na swej drodze ludzi starszych ode mnie o dwadzieścia i więcej lat, z różnym wykształceniem – wielu ze średnim. Te osoby są zwykle oczytane, zorientowane w kulturze i sztuce XX wieku, a komunikując się pisemnie wyrażają się spójnie i w dobrym, a co najmniej przyzwoitym stylu. Jeszcze matura, którą ja zdałem jakieś półtorej dekady temu, wymagała od abiturienta napisania spójnego tekstu na 5-10 stron papieru podaniowego (był to arkusz A3 w kratkę, złożony na pół daw