Przejdź do głównej zawartości

Power Snooker

Pojawiła się nowa dyscyplina w grach bilardowych. Obejrzałem fragmenty pierwszego, rozegranego w Londynie, turnieju Power Snookera. Moje pierwsze wrażenia są pozytywne. Zawodnicy prezentują wysokiej próby technikę snookerową, a razem z sędziami i publicznością tworzą przyjemną i (co ważne) luźną atmosferę. Pewnie znajdą się malkontenci i tradycjonaliści, którzy będą kręcić nosami, że z poważnej gry angielskich dżentelmenów robi się medialne show dla mało wybrednego kibica. Sam nie jestem zwolennikiem tabloidyzacji i sprowadzania wszystkiego do formuły teledysku, jednak wiem, że świat przyśpiesza i nie ma na to rady.

Ciekawe, dlaczego niektóre dyscypliny wymagają nabożnego skupienia i idealnej ciszy, a inne uprawiane są wśród okrzyków, gwizdów i dźwięków wuwuzeli. Dlaczego siatkarz potrafi posłać piłkę dokładnie w dziewiąty metr boiska dopingowany i wygwizdywany przez kibiców, a tenisista do precyzyjnego serwisu czy efektownego zagrania potrzebuje ciszy jak przy podniesieniu? Można zrozumieć, czemu nie ma wrzawy na meczu szachowym, ale tenis... Wydaje mi się, że wszystko jest uzależnione od podejścia do poszczególnych dyscyplin i do sportu w ogóle.

W dyscyplinach „cichych" sport urasta do rangi spektaklu, może nawet nabożeństwa, w którym wtajemniczeni toczą pojedynek, a wierni obserwują zmagania w pełnym skupieniu. Wszelkie niestosowne zachowania są traktowane jak świętokradztwo. Dyscypliny „głośne", które przeważają, dają wszystkim obecnym (na stadionie, w hali itp.) poczucie wspólnoty. Publiczność nazywana jest „dodatkowym zawodnikiem", dopinguje swoją drużynę i w ten sposób przyczynia się do zwycięstwa. Tym większa radość ze zwycięstwa, tym większe smutek i złość w razie porażki. W niektórych przypadkach to zaangażowanie prowadzi do patologii (piłka nożna) ale w większości przypadków jest raczej pozytywne.

Przykład snookera wydaje się idealny do analizy tego zjawiska. Power Snooker pokazał, że jedna dyscyplina może mieć wersję podniosłą (cichą) i wersję radosną (głośną). Tradycyjna rozgrywka snookerowa trwa od kilkudziesięciu minut do nawet kilkunastu godzin (wtedy mecz dzieli się na sesje). Zawdonicy w skupieniu chodzą wokół stołu i obmyślają taktykę, a widzowie siedzą sztywno i nie wolno im nawet kaszlnąć - zupełnie jak „we filharmonii". Głośne owacje po każdej partii i po zakończeniu całego spotkania pokazują, że w kibicach jest niewykorzystana energia.

Tę energię dostrzegł geniusz snookera Ronnie O'Sullivan, który wygrał już wszystko, co było do wygrania i zaczął poszukiwanie nowych wrażeń. To on stał się twarzą nowej odmiany snookera. Cały mecz trwa 30 minut, do wbicia jest trochę mniej bil, na zagranie zawodnik ma 20 sekund, a głośny doping jest mile widziany.

Czy power snooker się przyjmie? Czas pokaże. Kilka takich turniejów w sezonie wnosiłoby trochę świeżości i byłoby miłym urozmaiceniem zarówno dla publiczności, jak i dla zawodników, którzy mogą zrzucić kamizelki, założyć kolorowe koszule i nawiązać miły dialog z widzami. Dla mnie osobiście, jako telewidza, będzie to możliwość obejrzenia w krótkim czasie wielu znakomitych snookerzystów, którzy wyciągną esencję tego sportu i, dzięki formule zawodów, pozwolą sobie na odrobinę szaleństwa.

Popularne posty z tego bloga

Osnowa i wątek

Dwa układy nitek, z których powstaje tkanina. Nitki muszą być dobrej jakości, muszą też pasować do siebie i być umiejętnie zespolone. Jeśli któryś z tych warunków nie będzie spełniony, tkanina będzie słaba, niskiej jakości, albo po prostu nie do użytku. To dlatego tanie ubrania często po dwóch-trzech praniach nadają się tylko do wytarcia kurzu z półki, bo gdy je założymy, menel pod sklepem częstuje nas bułką. Terminy „wątek” i „osnowa” w przenośnym znaczeniu mogą również odnosić się do literatury, filmu i innych dziedzin twórczości artystycznej (i nie tylko). W kinie i literaturze jest to szczególnie ładna analogia – osnowa fabuły to tło, świat przedstawiony, realia epoki, scenografia; wątek to akcja, przeżycia, problemy i dylematy bohaterów. Aby stworzyć dzieło dobrej jakości należy zadbać o osnowę i wątki, a potem spleść je ze sobą solidnie, a lekko; mocno, lecz finezyjnie. Nie mam tu na myśli równowagi za wszelką cenę, ale właściwy dobór proporcji, w zależności od zamierzonego efek

Nauczyciele

No cóż, nie można ich wkładać do jednego worka. Moich nauczycieli z podstawówki w większości dobrze wspominam. Umieli przekazać wiedzę, choć robili to w sposób staroświecki, niejako rozpędem. Później, w liceum, czasy zaczęły się zmieniać, świat gnał do przodu, a szkoła nie nadążała. Może dlatego większość nauczycieli z mojej szkoły średniej wspominam nie najlepiej. Pędzili z programem, nie tłumaczyli, a zadawali, żonglowali podręcznikami i bez przerwy straszyli, zrzucając na uczniów całą odpowiedzialność za wynik nauczania. Efekt był taki, że każdy robił co mógł, aby ten wynik na papierze wyglądał zadowalająco. Co tam kogo zadowalało, to zupełnie inna sprawa. Języki – polski jakoś sobie trwał, obce, to szkoły językowe, do których uczęszczało wielu uczniów. Szkoła nie była miejscem, gdzie można się było nauczyć języka obcego – wynikało to nawet z przewidzianych w planie godzin bodaj 4 lub 5 godzin tygodniowo na dwa języki obce. Historia – po łebkach, przesadne rozwodzenie się nad

(Pół)analfabeci są wśród nas albo zdewaluowany magister

Matura sprzed kilkudziesięciu lat ma większą wartość niż obecny tytuł magistra. To smutne w swej istocie przekonanie wezbrało we mnie po długim czasie obserwacji posiadaczy obu wymienionych wyżej dyplomów. Jednym z wyznaczników mojego założenia jest obserwowany sposób pisania, czy szerzej, wyrażania myśli. To, jak człowiek pisze, pokazuje sposób myślenia, konstruowania sądów, a także umiejętność rozumienia i nazywania rzeczywistości. Jest jeszcze myślenie abstrakcyjne, ale wydaje mi się, że to już wyższa matematyka. Spotykam na swej drodze ludzi starszych ode mnie o dwadzieścia i więcej lat, z różnym wykształceniem – wielu ze średnim. Te osoby są zwykle oczytane, zorientowane w kulturze i sztuce XX wieku, a komunikując się pisemnie wyrażają się spójnie i w dobrym, a co najmniej przyzwoitym stylu. Jeszcze matura, którą ja zdałem jakieś półtorej dekady temu, wymagała od abiturienta napisania spójnego tekstu na 5-10 stron papieru podaniowego (był to arkusz A3 w kratkę, złożony na pół daw