Przejdź do głównej zawartości

Prawdziwi Polacy nie mieszkają w Polsce

Niedawno w Warszawie odbył się kongres instytucji polonijnych z tzw. świata zachodniego. Uczestnicy przyjechali głównie z Kanady, USA, Francji i Anglii. Tam jest najwięcej polskich placówek kulturalnych, obficie dotowanych przez nas - polskich podatników. Byli też przedstawiciele kilku mniejszych ośrodków: Argentyny, Węgier, Włoch i Szwajcarii.

Większość instytucji polonijnych w wymienionych krajach powstała po II wojnie światowej, gdy odsunięte od władzy środowisko AK, Mikołajczyka i przedwojennej endecji musiało stworzyć sobie coś, czym mogłoby rządzić. Tak powstał rząd londyński i emigracja paryska, które oderwane od realiów sławiły polskość, tęsknotę i machanie szabelką, tkwiąc mentalnie w Dwudziestoleciu Międzywojennym. Tymczasem Polska między Odrą a Bugiem była uznanym na arenie międzynarodowej państwem, członkiem ONZ, prawnym i politycznym sukcesorem państwa polskiego. Środowisko emigracyjne próbowało żyć przeszłością i wzajemnie się adorować. Wpływ na faktyczną sytuację w Polsce mieli emigranci niewielki, choć w ich mniemaniu byli o krok od przejęcia rządu dusz w kraju nad Wisłą. Cechą charakterystyczną środowisk emigracyjnych była także tęsknota za ojczyzną. Jak się później okazało tęsknota dotyczy ojczyzny przedwojennej - żadnej innej.

Po 1989 roku, gdy, wg oficjalnej historiografii, odzyskaliśmy wolność, instytucje polonijne przeszły na garnuszek budżetu państwa. W ciągu ostatnich dwudziestu lat za pośrednictwem Ministerstwa Kultury przekazano ogromne pieniądze, dzięki którym modernizowano, odnawiano, wzbogacano i popularyzowano. Tegoroczny kongres także był zrobiony z rozmachem. Towarzyszyły mu bankiety, spotkania, projekcje i wycieczki. Całość trwała cztery dni i poza jedną konferencją była zamknięta i tajna. Jak się bawić to w dobranym towarzystwie.

Wystąpienia przedstawicieli polonijnych instytucji kultury były bogoojczyźniane, napuszone i mało konkretne. Cechowała je nadal tęsknota za ojczyzną. Zupełnie, jakby ktoś im zabraniał przeprowadzić się do Polski i trzymał na siłę w Paryżu, Londynie czy Buenos Aires. Pracownikom zagranicznych instytucji przyznano worek medali za zasługi, które są zwykłą pracą zawodową dla bibliotekarzy, archiwistów i muzealników w Polsce. Władze państwowe traktowane były w przemówieniach z lekceważącą pobłażliwością, jako uzurpatorzy, figuranci i zło konieczne.

Czy nie lepiej byłoby dla wizerunku Polski za granicą, aby w instytucjach tych pracowali wykształceni, kompetentni ludzie z kraju, wysyłani za granicę na kontrakty, jak na przykład dyplomaci? Może powinno się zatrudniać tam również cudzoziemców (przykładowo studentów polonistyki lub slawistyki na miejscowych uczelniach) co dodatkowo przyczyniłoby się do integracji i popularyzacji naszego kraju. Dobrze byłoby, gdyby polskie instytucje na zachodzie reprezentowały Rzeczpospolitą AD 2010, a nie trzymały się dawno przebrzmiałych ideałów i pokazywały kraj, którego nie ma już od ponad 70 lat.

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwa zupa czyli jak uniknąć razów męża

Kilkanaście lat temu ruszyła kampania społeczna przeciwko przemocy wobec kobiet. Sztandarem tej kampanii był plakat przedstawiający kobietę pobitą – z siniakami i zadrapaniami – opatrzony podpisem: „Bo zupa była za słona”. Zestawienie poruszające, wywołujące u każdego w miarę wrażliwego odbiorcy poczucie absurdu i sprzeciwu wobec takiego (czytaj: przedmiotowego i okrutnego) traktowania drugiego człowieka. Jaki skutek odniosła ta kampania? To pytanie do socjologów, jednak na pewno udało się zwrócić uwagę szerszego grona obywateli na to wstydliwe zagadnienie. Przedtem mówiono, że kobieta powinna dźwigać swój krzyż, że związek małżeński jest święty, a żona jest przeznaczona mężowi, który jest „panem domu”. Jeszcze głupsze w mojej skromnej opinii jest porzekadło, że mężczyzna jest głową domu, a kobieta ma być szyją (co rozumiem tak, że kobieta może co najwyżej sprytnie manipulować mężem i forsować swoje potrzeby/pomysły niepostrzeżenie, by mąż myślał, że to on decyduje), co od razu wykluc...

Czas na nowy afisz

Staram się nie pisać wprost o polityce, ale dziś to zrobię. Mówi się: zainteresuj się polityką, zanim polityka zainteresuje się tobą. No i przyszedł dla polskich wyborców czas, że polityka się nimi zainteresowała w takim stopniu, że polityką zainteresować się musieli. O prawdziwości tego twierdzenia niech świadczy frekwencja w wyborach – do tej pory niespecjalnie zajmujących – samorządowych. Nie sam wynik jest tu znamienny, a właśnie frekwencja.   Okazało się, że nie jest z nami tak źle, jak to mówili panowie naukowcy, analitycy, dziennikarze, publicyści i inni spece. Tak zwany przeciętny wyborca, niezależnie od poglądów, jest w stanie władzy wybaczyć wiele, jeśli władza niewybaczalne sprawy zrekompensuje. A przynajmniej jeśli wiarygodnie coś obieca, a potem dotrzyma (co rzadkie), a przynajmniej stworzy pozory dotrzymania. Jeśli jednak władza obiecuje nieudolnie, dotrzymuje rzadko, a zamiast pozorów prezentuje chucpę i arogancję, ludzi traktuje jak niezbyt rozgarnięte dzieci – no,...

Osnowa i wątek

Dwa układy nitek, z których powstaje tkanina. Nitki muszą być dobrej jakości, muszą też pasować do siebie i być umiejętnie zespolone. Jeśli któryś z tych warunków nie będzie spełniony, tkanina będzie słaba, niskiej jakości, albo po prostu nie do użytku. To dlatego tanie ubrania często po dwóch-trzech praniach nadają się tylko do wytarcia kurzu z półki, bo gdy je założymy, menel pod sklepem częstuje nas bułką. Terminy „wątek” i „osnowa” w przenośnym znaczeniu mogą również odnosić się do literatury, filmu i innych dziedzin twórczości artystycznej (i nie tylko). W kinie i literaturze jest to szczególnie ładna analogia – osnowa fabuły to tło, świat przedstawiony, realia epoki, scenografia; wątek to akcja, przeżycia, problemy i dylematy bohaterów. Aby stworzyć dzieło dobrej jakości należy zadbać o osnowę i wątki, a potem spleść je ze sobą solidnie, a lekko; mocno, lecz finezyjnie. Nie mam tu na myśli równowagi za wszelką cenę, ale właściwy dobór proporcji, w zależności od zamierzonego efek...