Niedawno pisałem o Jego ostatniej książce. Niedługo przedtem obchodził 75-lecie. Od wtorku nie ma Go już wśród żywych. 30 marca 2010 roku zmarł Krzysztof Teodor Toeplitz.
Był dla mnie źródłem świeżego spojrzenia na świat. Po raz pierwszy zetknąłem się z Jego tekstami na łamach „Wiadomości Kulturalnych", pisma, którego był redaktorem naczelnym, a które zostało zamordowane przez AWS-owską minister kultury. Później był „Przegląd", „Trybuna" i okazjonalne publikacje w innych czasopismach. Z racji wieku straciłem kilka dekad Jego świetniej publicystyki.
Trochę później zdałem sobie sprawę, że to On jest współodpowiedzialny za kunszt i humor serialu Jerzego Gruzy „Czterdziestolatek". Stopniowo docierałem także do Jego książek.
Jego teksty fascynowały mnie erudycją, wszechstronnością i konkluzjami - trafnymi i nie zawsze zgodnymi z nurtem oficjalnym. Tym bardziej opłacało się czytać Toeplitza. W moim odczuciu zdarzało Mu się traktować czytelnika z wyższością, jednak żelazna argumentacja i klarowny wywód dawały Mu do tego pełne prawo. Może dlatego był marginalizowany a Jego punkt widzenia - przemilczany.
O Jego śmierci nie usłyszałem ani jednej wzmianki w wiadomościach największych stacji telewizyjnych (w TVP1 ta wiadomość pojawiła się jedynie na pasku u dołu ekranu). Takie pożegnanie jednego z największych publicystów w Polsce wystawia dziennikarzom z oficjalnego nurtu świadectwo małostkowych niedouków.
Toeplitz wymagał od czytelnika sporej wiedzy i zaangażowania intelektualnego (wiele Jego publikacji musiałem czytać obłożony encyklopediami i słownikami). Jednak żeby w ogóle zacząć Go czytać, należało być czujnym, gdyż Toeplitza nie polecano w przeglądach prasy, nie recenzowano Jego książek, nie zapraszano Go do dyskusji, ze szkodą głównie dla dyskusji. Był autorem wręcz „z urzędu" ignorowanym. Cóż, może to i lepiej? Docierał do tych, którzy naprawdę chcieli i byli w stanie Go czytać. A inni? Odrzucając KTT znacznie zawęzili swoje horyzonty i zubożyli pojmowanie świata.
Ostatnia książka: Tytoniowy szlak. Ostatni felieton w „Przeglądzie": Pięć osób (być może po świętach jeszcze coś się ukaże...). Więcej tekstów podpisanych „KTT" nie będzie.
Był dla mnie źródłem świeżego spojrzenia na świat. Po raz pierwszy zetknąłem się z Jego tekstami na łamach „Wiadomości Kulturalnych", pisma, którego był redaktorem naczelnym, a które zostało zamordowane przez AWS-owską minister kultury. Później był „Przegląd", „Trybuna" i okazjonalne publikacje w innych czasopismach. Z racji wieku straciłem kilka dekad Jego świetniej publicystyki.
Trochę później zdałem sobie sprawę, że to On jest współodpowiedzialny za kunszt i humor serialu Jerzego Gruzy „Czterdziestolatek". Stopniowo docierałem także do Jego książek.
Jego teksty fascynowały mnie erudycją, wszechstronnością i konkluzjami - trafnymi i nie zawsze zgodnymi z nurtem oficjalnym. Tym bardziej opłacało się czytać Toeplitza. W moim odczuciu zdarzało Mu się traktować czytelnika z wyższością, jednak żelazna argumentacja i klarowny wywód dawały Mu do tego pełne prawo. Może dlatego był marginalizowany a Jego punkt widzenia - przemilczany.
O Jego śmierci nie usłyszałem ani jednej wzmianki w wiadomościach największych stacji telewizyjnych (w TVP1 ta wiadomość pojawiła się jedynie na pasku u dołu ekranu). Takie pożegnanie jednego z największych publicystów w Polsce wystawia dziennikarzom z oficjalnego nurtu świadectwo małostkowych niedouków.
Toeplitz wymagał od czytelnika sporej wiedzy i zaangażowania intelektualnego (wiele Jego publikacji musiałem czytać obłożony encyklopediami i słownikami). Jednak żeby w ogóle zacząć Go czytać, należało być czujnym, gdyż Toeplitza nie polecano w przeglądach prasy, nie recenzowano Jego książek, nie zapraszano Go do dyskusji, ze szkodą głównie dla dyskusji. Był autorem wręcz „z urzędu" ignorowanym. Cóż, może to i lepiej? Docierał do tych, którzy naprawdę chcieli i byli w stanie Go czytać. A inni? Odrzucając KTT znacznie zawęzili swoje horyzonty i zubożyli pojmowanie świata.
Ostatnia książka: Tytoniowy szlak. Ostatni felieton w „Przeglądzie": Pięć osób (być może po świętach jeszcze coś się ukaże...). Więcej tekstów podpisanych „KTT" nie będzie.