Premiera filmu odbyła się na tle karno-obyczajowego skandalu z udziałem twórcy - Romana Polańskiego. Słyszeliśmy w mediach, że wspaniały film, że mimo aresztu reżyser w pocie czoła pracuje nad montażem w domu, że bezdusznym przepisom i mściwym amerykańskim sędziom nie udało się stanąć na drodze sztuki i film został ukończony. Od razu też - z powodu tych okoliczności - podniesiono Autora-widmo (Ghostwriter) do rangi arcydzieła. Recenzje były więcej niż pochlebne.
Obejrzałem to dzieło. Aktorzy grają tam uznani (Ewan McGregor, Pierce Brosnan, Kim Cattrall), a grają dobrze. Film zaczyna się i rozwija obiecująco, napięcie rośnie, aż tu nagle, w najmniej oczekiwanym momencie... pojawiają się napisy końcowe. Poczułem się, jakbym zapłacił za cały film, a obejrzał pół.
Młody pisarz (Ewan McGregor) przyjmuje intrygującą i nęcącą finansowo ofertę napisania wspomnień byłego premiera (Pierce Brosnan). Od razu zostaje napadnięty, po czym leci do USA, gdzie pracuje nad powieścią, równocześnie odkrywając, że premier ukrywa jakąś tajemnicę. Pikanterii całej intrydze dodaje fakt, że poprzedni „autor-widmo" został znaleziony martwy na brzegu morza. McGregor nie chce podzielić losu poprzednika, mimo to robi wszystko, by jednak doszło do powtórki z rozrywki. O swoich domysłach chlapie na lewo i prawo, wybiera się na wycieczkę śladami zmarłego kolegi, jest ścigany, ucieka - i nic z tego nie wynika. Rozwiązanie jest banalne (delikatnie rzecz ujmując). Podejrzany o bycie agentem profesor zaprzecza, później okazuje się, że kłamał. Cóż za zaskoczenie! Autor-widmo odkrywa prawdę za pomocą starych zdjęć. Prawda tak go poraża, że dłużej żyć już nie jest w stanie.
Gdybym nie wiedział, że film zrobił Polański, pomyślałbym, że to etiuda studenta szkoły filmowej, choć wspomaganego przez profesjonalną ekipę. Filmu nie polecam. Konstrukcja Autora-widmo przywodzi na myśl sytuację, gdy po godzinie gry wstępnej kochankowie odwracają się do siebie plecami i idą spać.
P.S. Główne przesłanie filmu: Jeśli nie wiadomo kto jest winien, to na pewno winni są Amerykanie.
Obejrzałem to dzieło. Aktorzy grają tam uznani (Ewan McGregor, Pierce Brosnan, Kim Cattrall), a grają dobrze. Film zaczyna się i rozwija obiecująco, napięcie rośnie, aż tu nagle, w najmniej oczekiwanym momencie... pojawiają się napisy końcowe. Poczułem się, jakbym zapłacił za cały film, a obejrzał pół.
Młody pisarz (Ewan McGregor) przyjmuje intrygującą i nęcącą finansowo ofertę napisania wspomnień byłego premiera (Pierce Brosnan). Od razu zostaje napadnięty, po czym leci do USA, gdzie pracuje nad powieścią, równocześnie odkrywając, że premier ukrywa jakąś tajemnicę. Pikanterii całej intrydze dodaje fakt, że poprzedni „autor-widmo" został znaleziony martwy na brzegu morza. McGregor nie chce podzielić losu poprzednika, mimo to robi wszystko, by jednak doszło do powtórki z rozrywki. O swoich domysłach chlapie na lewo i prawo, wybiera się na wycieczkę śladami zmarłego kolegi, jest ścigany, ucieka - i nic z tego nie wynika. Rozwiązanie jest banalne (delikatnie rzecz ujmując). Podejrzany o bycie agentem profesor zaprzecza, później okazuje się, że kłamał. Cóż za zaskoczenie! Autor-widmo odkrywa prawdę za pomocą starych zdjęć. Prawda tak go poraża, że dłużej żyć już nie jest w stanie.
Gdybym nie wiedział, że film zrobił Polański, pomyślałbym, że to etiuda studenta szkoły filmowej, choć wspomaganego przez profesjonalną ekipę. Filmu nie polecam. Konstrukcja Autora-widmo przywodzi na myśl sytuację, gdy po godzinie gry wstępnej kochankowie odwracają się do siebie plecami i idą spać.
P.S. Główne przesłanie filmu: Jeśli nie wiadomo kto jest winien, to na pewno winni są Amerykanie.