Niedawno miałem przyjemność obejrzeć nadawany przez TVP Kultura znakomity film Wolna sobota. Reżyseria Leszek Staroń, scenariusz Jerzy Janicki, w rolach głównych między innymi Wojciech Siemion, Zdzisław Wardejn, Ryszard Kotys. Następnego dnia przeczytałem w Internecie artykuł o nowym wspaniałym serialu Majka, który, ni mniej ni więcej, jest formatem serialu produkcji wenezuelskiej. Obejrzałem kilka odcinków - żenada.
Pod wrażeniem z tych dwóch seansów zacząłem się zastanawiać, gdzie się podziali następcy genialnych scenarzystów sprzed lat. TVP codziennie proponuje widzom polskie produkcje sprzed 1989 roku. Codziennie te programy mają dużą oglądalność (np. Czterej pancerni i pies zakończyli się w Polsacie, by w następnym tygodniu od nowa zacząć marsz na Berlin w TVP1), ponieważ tworzyli je ludzie, którzy znali się na swoim fachu. Jerzy Janicki, Janusz Przymanowski, Jerzy Gruza, Krzysztof Teodor Toeplitz, Stanisław Bareja, Stanisław Tym - to oczywiście tylko garstka z ogólnej liczby wytrawnych scenarzystów i reżyserów. Nie twierdzę, że robili wyłącznie filmy dobre. Te najlepsze przetrwały próbę czasu i przyciągają widzów przed ekrany do dziś, czasem nawet wbrew obrzydzaniu ich, jako powstałych w nieprawomyślnych, zbrodniczych czasach. Seriale Stawka większa niż życie i Czterej pancerni były nawet objęte zakazem emisji przez Prawdziwego Polaka Bronisława Wildsteina, gdy ten był prezesem TVP. Ten zakaz spowodował jedynie wzrost: zainteresowania tymi produkcjami, sprzedaży wydawnictw na DVD i wpływów Polsatu, który okazyjnie odkupił prawa do emisji. Zmienił się prezes, a Hans Kloss i Janek Kos goszczą na ekranach do dziś.
Oczywiście filmów i seriali odkrywanych przez kolejne pokolenia jest dużo więcej. Wymienię kilka z pamięci: CK Dezerterzy, Siedem Życzeń, Krzyżacy, Zmiennicy, Czterdziestolatek, Stawiam na Tolka Banana, Droga, Kapitan Sowa na tropie.
Popełniono wielkie zaniedbanie, nie potrafię tylko powiedzieć, kto jest za nie odpowiedzialny: czy dawni mistrzowie, którzy nie wychowali sobie następców, bojąc się konkurencji lub z innych powodów, czy młodzi adepci Dziesiątej Muzy, zachłyśnięci amerykańską popkulturą i negujący wszystko co „komusze"? Przypuszczam, że trochę jedni, trochę drudzy, lecz teraz ma to niewielkie znaczenie. Ważne są skutki.
A skutki są takie, że kino polskie działa jedynie na polu twórczości offowej, tzw. niezależnej. Producenci dysponujący kapitałem na tworzenie filmów i seriali telewizyjnych a także stacje telewizyjne, nie chcą zaufać nowym pomysłom i ryzykować realnych pieniędzy. Wolą kupić sprawdzony scenariusz i zatrudnić w miarę inteligentnych dyletantów, którzy „potrafią wszystko", by ten scenariusz zaadaptowali. Czasem, choć bardzo rzadko, taka adaptacja kończy się względnym powodzeniem. Przykładowo, Brzydula obroniła się w Polsce dzięki dobrym dialogom i niezłej grze niektórych aktorów (Braciak, Socha, Garlicki). Reszcie seriali czy filmów tworzonych obecnie brakuje nawet tego. Adaptacje są zwykle nieudolne, dialogi to kalki z języka oryginału, a jeśli już ktoś stworzy oryginalny scenariusz, to nie wiadomo: śmiać się, czy płakać.
Scenarzyści! Ja do Was apeluję! Oglądajcie polskie filmy i seriale! Analizujcie dialogi! Śledźcie budowę napięcia i rozwój akcji! Zrozumcie puentę! Uczcie się od mistrzów! A potem spróbujcie sami. Nie obiecuję, że uda się za pierwszym razem, ale w końcu się uda. Nie jesteście od mistrzów głupsi ani mniej zdolni. Jesteście tylko niedouczeni, nie macie podstaw. A to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsze będzie, gdy zaczniecie trwać w niedouctwie i uważać się za geniuszy, „bo oglądalność skoczyła". Trwając w głupocie ogłupicie do reszty tych, którym wszystko jedno, co oglądają, byle obrazki zmieniały się na ekranie. A tym, którym nie jest wszystko jedno, pozostaną powtórki dawnych, nieprawomyślnych, ale za to DOBRYCH produkcji.
Pod wrażeniem z tych dwóch seansów zacząłem się zastanawiać, gdzie się podziali następcy genialnych scenarzystów sprzed lat. TVP codziennie proponuje widzom polskie produkcje sprzed 1989 roku. Codziennie te programy mają dużą oglądalność (np. Czterej pancerni i pies zakończyli się w Polsacie, by w następnym tygodniu od nowa zacząć marsz na Berlin w TVP1), ponieważ tworzyli je ludzie, którzy znali się na swoim fachu. Jerzy Janicki, Janusz Przymanowski, Jerzy Gruza, Krzysztof Teodor Toeplitz, Stanisław Bareja, Stanisław Tym - to oczywiście tylko garstka z ogólnej liczby wytrawnych scenarzystów i reżyserów. Nie twierdzę, że robili wyłącznie filmy dobre. Te najlepsze przetrwały próbę czasu i przyciągają widzów przed ekrany do dziś, czasem nawet wbrew obrzydzaniu ich, jako powstałych w nieprawomyślnych, zbrodniczych czasach. Seriale Stawka większa niż życie i Czterej pancerni były nawet objęte zakazem emisji przez Prawdziwego Polaka Bronisława Wildsteina, gdy ten był prezesem TVP. Ten zakaz spowodował jedynie wzrost: zainteresowania tymi produkcjami, sprzedaży wydawnictw na DVD i wpływów Polsatu, który okazyjnie odkupił prawa do emisji. Zmienił się prezes, a Hans Kloss i Janek Kos goszczą na ekranach do dziś.
Oczywiście filmów i seriali odkrywanych przez kolejne pokolenia jest dużo więcej. Wymienię kilka z pamięci: CK Dezerterzy, Siedem Życzeń, Krzyżacy, Zmiennicy, Czterdziestolatek, Stawiam na Tolka Banana, Droga, Kapitan Sowa na tropie.
Popełniono wielkie zaniedbanie, nie potrafię tylko powiedzieć, kto jest za nie odpowiedzialny: czy dawni mistrzowie, którzy nie wychowali sobie następców, bojąc się konkurencji lub z innych powodów, czy młodzi adepci Dziesiątej Muzy, zachłyśnięci amerykańską popkulturą i negujący wszystko co „komusze"? Przypuszczam, że trochę jedni, trochę drudzy, lecz teraz ma to niewielkie znaczenie. Ważne są skutki.
A skutki są takie, że kino polskie działa jedynie na polu twórczości offowej, tzw. niezależnej. Producenci dysponujący kapitałem na tworzenie filmów i seriali telewizyjnych a także stacje telewizyjne, nie chcą zaufać nowym pomysłom i ryzykować realnych pieniędzy. Wolą kupić sprawdzony scenariusz i zatrudnić w miarę inteligentnych dyletantów, którzy „potrafią wszystko", by ten scenariusz zaadaptowali. Czasem, choć bardzo rzadko, taka adaptacja kończy się względnym powodzeniem. Przykładowo, Brzydula obroniła się w Polsce dzięki dobrym dialogom i niezłej grze niektórych aktorów (Braciak, Socha, Garlicki). Reszcie seriali czy filmów tworzonych obecnie brakuje nawet tego. Adaptacje są zwykle nieudolne, dialogi to kalki z języka oryginału, a jeśli już ktoś stworzy oryginalny scenariusz, to nie wiadomo: śmiać się, czy płakać.
Scenarzyści! Ja do Was apeluję! Oglądajcie polskie filmy i seriale! Analizujcie dialogi! Śledźcie budowę napięcia i rozwój akcji! Zrozumcie puentę! Uczcie się od mistrzów! A potem spróbujcie sami. Nie obiecuję, że uda się za pierwszym razem, ale w końcu się uda. Nie jesteście od mistrzów głupsi ani mniej zdolni. Jesteście tylko niedouczeni, nie macie podstaw. A to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsze będzie, gdy zaczniecie trwać w niedouctwie i uważać się za geniuszy, „bo oglądalność skoczyła". Trwając w głupocie ogłupicie do reszty tych, którym wszystko jedno, co oglądają, byle obrazki zmieniały się na ekranie. A tym, którym nie jest wszystko jedno, pozostaną powtórki dawnych, nieprawomyślnych, ale za to DOBRYCH produkcji.