Dziś 65. rocznica wyzwolenia Warszawy. W mediach oczywiście cisza. Od paru lat postępuje zakłamywanie historii, przekuwanie jej na modłę patriotów z IPN i Muzeum Powstania. Dziś dowiadujemy się, że II wojna skończyła się 4 czerwca 1989 roku, a w 1945 nastąpiła tylko zmiana okupanta. Nie ma wojsk radzieckich, są za to sowieckie.
Na temat tych czwartorzeczpospolitych rewelacji powiedziano już wiele. Wypowiadali się historycy, rozsądni politycy z różnych opcji i zwykli obywatele. Większość trzeźwo myślących Polaków jeszcze opiera się ultraprawicowemu praniu mózgów. Co jednak będzie za kilka lat, gdy coraz słabiej myślący uczniowie zostaną nafaszerowani taką wiedzą o naszej historii? Już dziś licealiści często wyrzucają z siebie prawomyślne slogany zamiast rzetelnych informacji.
W walkach o Warszawę zginęło ponad 22 tysiące żołnierzy Armii Czerwonej. Nie byli to partyjni aparatczycy ani funkcjonariusze NKWD. To byli zwykli młodzi ludzie, rzuceni w wir wojny, którzy zmuszeni byli walczyć, podobnie jak Polacy, Anglicy, Amerykanie, Francuzi i wiele innych nacji, z zagrożeniem ze strony nazistowskich Niemiec. Hitlerowcy sami nie uciekli, nie przestraszyli się też Armii Krajowej, której powstanie zdusili i pomścili rzezią warszawiaków. Ta "zmiana okupanta" została okupiona wieloma milionami istnień ludzkich. Tym ludziom jesteśmy winni pamięć i szacunek.
W Warszawie ci ludzie leżą na Cmentarzu Bródnowskim i przy ul. Żwirki i Wigury. Cokolwiek powiedzą, jakąkolwiek niedorzeczność wymyślą "prawdziwi patrioci" i coraz liczniejsi "kombatanci", ja pójdę i zapalę świeczkę za ich poświęcenie, a także w podzięce za ponad pół wieku bez wojny między Bugiem a Odrą.
Na temat tych czwartorzeczpospolitych rewelacji powiedziano już wiele. Wypowiadali się historycy, rozsądni politycy z różnych opcji i zwykli obywatele. Większość trzeźwo myślących Polaków jeszcze opiera się ultraprawicowemu praniu mózgów. Co jednak będzie za kilka lat, gdy coraz słabiej myślący uczniowie zostaną nafaszerowani taką wiedzą o naszej historii? Już dziś licealiści często wyrzucają z siebie prawomyślne slogany zamiast rzetelnych informacji.
W walkach o Warszawę zginęło ponad 22 tysiące żołnierzy Armii Czerwonej. Nie byli to partyjni aparatczycy ani funkcjonariusze NKWD. To byli zwykli młodzi ludzie, rzuceni w wir wojny, którzy zmuszeni byli walczyć, podobnie jak Polacy, Anglicy, Amerykanie, Francuzi i wiele innych nacji, z zagrożeniem ze strony nazistowskich Niemiec. Hitlerowcy sami nie uciekli, nie przestraszyli się też Armii Krajowej, której powstanie zdusili i pomścili rzezią warszawiaków. Ta "zmiana okupanta" została okupiona wieloma milionami istnień ludzkich. Tym ludziom jesteśmy winni pamięć i szacunek.
W Warszawie ci ludzie leżą na Cmentarzu Bródnowskim i przy ul. Żwirki i Wigury. Cokolwiek powiedzą, jakąkolwiek niedorzeczność wymyślą "prawdziwi patrioci" i coraz liczniejsi "kombatanci", ja pójdę i zapalę świeczkę za ich poświęcenie, a także w podzięce za ponad pół wieku bez wojny między Bugiem a Odrą.