Zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny film Quentina Tarantino. Lubię się zastanawiać, co też wymyśli tym razem, czym mnie zaskoczy - że zaskoczy, nie mam nigdy wątpliwości. Po raz pierwszy zetknąłem się z tym reżyserem mniej więcej w połowie lat 90., jak zapewne większość moich rówieśników, przy okazji Pulp Fiction. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Tamte lata obfitowały w obrazy nasycone przemocą do granic wytrzymałości widza. Pulp Fiction wplótł się pomiędzy Urodzonych Morderców, Trainspotting a Dzieciaki i Romer Stomper. Dopiero po dłuższym czasie i zapoznaniu się z innymi filmami Tarantino, jego dzieła wzbudziły we mnie zachwyt niemal bałwochwalczy.
Wielu krytyków, teoretyków i znawców kina nie ma dobrego zdania o Quentinie. Zaliczają go do grona twórców masowych, którzy z założenia niewarci są uwagi poważnego konsumenta sztuki. Ja natomiast uważam, że filmy dzielą się na dobrze zrobione i spaprane. U Tarantino może się nie podobać przemoc albo wulgarny język, ale nie można mu zarzucić robienia złych filmów. Ten facet jest mistrzem opowieści, budowania fabuły, stopniowania napięcia, zaskakujących rozwiązań, wreszcie genialnej ścieżki dźwiękowej. Od widza wymaga spostrzegawczości, oczytania, wiedzy z różnych dziedzin (historii, kultury masowej, muzyki popularnej). Odkrywałem go z apetytem rosnącym w miarę jedzenia, a później wyczekiwałem nowości. Ostatni film przerósł moje najśmielsze domysły.
Bękarty Wojny (Inglourious Basterds) to opowieść o grupie komandosów z USA, którzy zrzuceni na okupowane przez Niemców tereny Francji sieją spustoszenie i panikę w oddziałach hitlerowskich. Poznajemy także polującego na Żydów gestapowca Hansa Landę, Żydówkę Shoshanę Dreyfus i młodego bohatera III Rzeszy Fredericha Zollera. Wszystkich połączy jeden cel - zabicie Hitlera i zakończenie wojny. „Bękarty" i niezależnie Shoshana organizują zamach, Niemcy usiłują wykryć spisek i nie dopuścić do akcji. Czy zamach się uda? Co zrobią zamachowcy? Czy Niemcy wygrają wojnę? Czy dobro zwycięży a zło zostanie przykładnie ukarane? Osoby obeznane z twórczością Quentina doskonale znają odpowiedzi na te pytania.
Tarantino drwi z patosu, wyrywa się ze sztywnych kanonów, według których opowiada się o II wojnie światowej. I jak zwykle (powiedziałbym - nawet lepiej niż zwykle) osiąga mistrzostwo. Tym filmem wspiął się na szczyty swojego geniuszu i trudno wyobrazić sobie, by mógł nakręcić coś jeszcze lepszego. Chętnie jednak dam się zaskoczyć - z niecierpliwością czekam na następny film.
Brad Pitt grający dowódcę „Bękartów", pułkownika Aldo Raine'a, to mój prywatny murowany kandydat do Oskara.
P.S. Wszelkie opisy, streszczenia i zwiastuny nie mówią prawie nic o rzeczywistym odbiorze filmu, nie dają nawet jego namiastki. Powstrzymałem się zatem od nich, ograniczając się do gorącego polecenia Bękartów Wojny.
Wielu krytyków, teoretyków i znawców kina nie ma dobrego zdania o Quentinie. Zaliczają go do grona twórców masowych, którzy z założenia niewarci są uwagi poważnego konsumenta sztuki. Ja natomiast uważam, że filmy dzielą się na dobrze zrobione i spaprane. U Tarantino może się nie podobać przemoc albo wulgarny język, ale nie można mu zarzucić robienia złych filmów. Ten facet jest mistrzem opowieści, budowania fabuły, stopniowania napięcia, zaskakujących rozwiązań, wreszcie genialnej ścieżki dźwiękowej. Od widza wymaga spostrzegawczości, oczytania, wiedzy z różnych dziedzin (historii, kultury masowej, muzyki popularnej). Odkrywałem go z apetytem rosnącym w miarę jedzenia, a później wyczekiwałem nowości. Ostatni film przerósł moje najśmielsze domysły.
Bękarty Wojny (Inglourious Basterds) to opowieść o grupie komandosów z USA, którzy zrzuceni na okupowane przez Niemców tereny Francji sieją spustoszenie i panikę w oddziałach hitlerowskich. Poznajemy także polującego na Żydów gestapowca Hansa Landę, Żydówkę Shoshanę Dreyfus i młodego bohatera III Rzeszy Fredericha Zollera. Wszystkich połączy jeden cel - zabicie Hitlera i zakończenie wojny. „Bękarty" i niezależnie Shoshana organizują zamach, Niemcy usiłują wykryć spisek i nie dopuścić do akcji. Czy zamach się uda? Co zrobią zamachowcy? Czy Niemcy wygrają wojnę? Czy dobro zwycięży a zło zostanie przykładnie ukarane? Osoby obeznane z twórczością Quentina doskonale znają odpowiedzi na te pytania.
Tarantino drwi z patosu, wyrywa się ze sztywnych kanonów, według których opowiada się o II wojnie światowej. I jak zwykle (powiedziałbym - nawet lepiej niż zwykle) osiąga mistrzostwo. Tym filmem wspiął się na szczyty swojego geniuszu i trudno wyobrazić sobie, by mógł nakręcić coś jeszcze lepszego. Chętnie jednak dam się zaskoczyć - z niecierpliwością czekam na następny film.
Brad Pitt grający dowódcę „Bękartów", pułkownika Aldo Raine'a, to mój prywatny murowany kandydat do Oskara.
P.S. Wszelkie opisy, streszczenia i zwiastuny nie mówią prawie nic o rzeczywistym odbiorze filmu, nie dają nawet jego namiastki. Powstrzymałem się zatem od nich, ograniczając się do gorącego polecenia Bękartów Wojny.