Zawodowiec, to ktoś wykształcony w danym kierunku, wykonujący pracę, której się nauczył, co najmniej dobrze i obierający za to wynagrodzenie. Od zawodowca wymagany jest profesjonalizm.
Amator, to człowiek, który w danym kierunku wykształcił się najczęściej samodzielnie i wykonuje daną pracę dla przyjemności, nie pobierając za nią wynagrodzenia, co najwyżej dobrze, a najczęściej przeciętnie. Prace lub zadania wykonywane amatorsko określane są terminem hobby.
Uważam, że każdy powinien być i zawodowcem i amatorem. Rzetelnie wyuczyć się zawodu i wykonywać go bardzo dobrze, bez taryfy ulgowej - dopiero wtedy może żądać bardzo dobrego wynagrodzenia. Z drugiej strony, aby zapobiegać monotonii, znaleźć sobie hobby, które można uprawiać w gronie przyjaciół, wyłącznie dla przyjemności, satysfakcji i ogólnego rozwoju fizycznego i/lub umysłowego.
Problem zaczyna się, gdy zaciera się granica między zawodowcem i amatorem. Wtedy, na przykład:
Bohaterowie powyższych przykładów w normalnych warunkach narażają się najwyżej na śmieszność. Co jednak będzie, gdy filharmonicy, budowlańcy, artyści i wyczynowi sportowcy zaczną stanowić mniejszość? Wbrew pozorom, jest to jak najbardziej możliwe, przy życzliwym wsparciu mediów. Co gorsza - często ta możliwość staje się faktem.
Dzięki temu wysyłamy kiepskich śpiewaków na europejskie i światowe konkursy wokalne, a do telewizyjnych konkursów tańca dla amatorów zaprasza się profesjonalne tancerki. Magister prywatnej uczelni zostaje szefem ważnego banku państwowego, a ministrem sprawiedliwości człowiek, który oprócz braku kompetencji sam ma problemy z wymiarem sprawiedliwości. To są przykłady najjaskrawsze. Na co dzień widzimy amatorów udających prezenterów, dziennikarzy, a także ekspertów w różnych dziedzinach. Ta tendencja idzie z góry i rozprzestrzenia się szybko. Jeszcze bliżej codzienności mamy sprzedawców, którzy nie umieją wydać reszty, taksówkarzy, którzy bez nawigacji nie potrafią dojechać do Pałacu Kultury w Warszawie i budowlańców, którzy potrafią remontowaną drogę doprowadzić do stanu gorszego, niż przed remontem.
Współczesny człowiek nie ma czasu na amatorstwo, bo musi jak najwięcej pracować, by jak najwięcej zarobić. Traci na tym jego osobisty rozwój, a co za tym idzie, również samopoczucie. To tylko pół biedy. Drugie pół - człowiek ima się najróżniejszych zajęć, by zarabiać na utrzymanie, nie zawracając sobie głowy profesjonalizmem. Odwieczna polska maksyma „jakoś to będzie" przeżywa swój renesans.
Amatorstwo zastąpiły zarobkowe chałtury na trzech etatach. Profesjonalizm zastąpiła amatorszczyzna. Osobiście obserwuję jeszcze powszechną pochwałę amatorszczyzny w mediach i w życiu codziennym. Cóż się dziwić - zamiast się doskonalić, dużo łatwiej krzyczeć, że moje braki są moimi atutami. Gdy będę powtarzał to dostatecznie często, ludzie mi uwierzą. Następnie uwierzę w to sam. (parafrazując) Odniosę zwycięstwo nad samym sobą. Pokocham Wielkiego Brata.
Amator, to człowiek, który w danym kierunku wykształcił się najczęściej samodzielnie i wykonuje daną pracę dla przyjemności, nie pobierając za nią wynagrodzenia, co najwyżej dobrze, a najczęściej przeciętnie. Prace lub zadania wykonywane amatorsko określane są terminem hobby.
Uważam, że każdy powinien być i zawodowcem i amatorem. Rzetelnie wyuczyć się zawodu i wykonywać go bardzo dobrze, bez taryfy ulgowej - dopiero wtedy może żądać bardzo dobrego wynagrodzenia. Z drugiej strony, aby zapobiegać monotonii, znaleźć sobie hobby, które można uprawiać w gronie przyjaciół, wyłącznie dla przyjemności, satysfakcji i ogólnego rozwoju fizycznego i/lub umysłowego.
Problem zaczyna się, gdy zaciera się granica między zawodowcem i amatorem. Wtedy, na przykład:
- majsterkowicz, który zbudował altankę na działce, wystartuje w przetargu na kolejny odcinek autostrady,
- malarz amator zawiesi swoje obrazy w Luwrze,
- koledzy kopiący piłkę po pracy będą się pchali do Ligi Mistrzów,
- gminna orkiestra dęta zechce wystąpić w filharmonii obok Berlińczyków (Filharmoników Berlińskich).
Bohaterowie powyższych przykładów w normalnych warunkach narażają się najwyżej na śmieszność. Co jednak będzie, gdy filharmonicy, budowlańcy, artyści i wyczynowi sportowcy zaczną stanowić mniejszość? Wbrew pozorom, jest to jak najbardziej możliwe, przy życzliwym wsparciu mediów. Co gorsza - często ta możliwość staje się faktem.
Dzięki temu wysyłamy kiepskich śpiewaków na europejskie i światowe konkursy wokalne, a do telewizyjnych konkursów tańca dla amatorów zaprasza się profesjonalne tancerki. Magister prywatnej uczelni zostaje szefem ważnego banku państwowego, a ministrem sprawiedliwości człowiek, który oprócz braku kompetencji sam ma problemy z wymiarem sprawiedliwości. To są przykłady najjaskrawsze. Na co dzień widzimy amatorów udających prezenterów, dziennikarzy, a także ekspertów w różnych dziedzinach. Ta tendencja idzie z góry i rozprzestrzenia się szybko. Jeszcze bliżej codzienności mamy sprzedawców, którzy nie umieją wydać reszty, taksówkarzy, którzy bez nawigacji nie potrafią dojechać do Pałacu Kultury w Warszawie i budowlańców, którzy potrafią remontowaną drogę doprowadzić do stanu gorszego, niż przed remontem.
Współczesny człowiek nie ma czasu na amatorstwo, bo musi jak najwięcej pracować, by jak najwięcej zarobić. Traci na tym jego osobisty rozwój, a co za tym idzie, również samopoczucie. To tylko pół biedy. Drugie pół - człowiek ima się najróżniejszych zajęć, by zarabiać na utrzymanie, nie zawracając sobie głowy profesjonalizmem. Odwieczna polska maksyma „jakoś to będzie" przeżywa swój renesans.
Amatorstwo zastąpiły zarobkowe chałtury na trzech etatach. Profesjonalizm zastąpiła amatorszczyzna. Osobiście obserwuję jeszcze powszechną pochwałę amatorszczyzny w mediach i w życiu codziennym. Cóż się dziwić - zamiast się doskonalić, dużo łatwiej krzyczeć, że moje braki są moimi atutami. Gdy będę powtarzał to dostatecznie często, ludzie mi uwierzą. Następnie uwierzę w to sam. (parafrazując) Odniosę zwycięstwo nad samym sobą. Pokocham Wielkiego Brata.