Pod koniec lat osiemdziesiątych (dokładnie nie pamiętam kiedy, gdzieś w pierwszych latach podstawówki) po raz pierwszy poszedłem, a właściwie zaprowadzono mnie, do galerii Władysława Hasiora w Zakopanem. Musiało wywołać to silne wrażenie na małym chłopcu, którym wtedy byłem. Dość powiedzieć, że pamiętam ten dzień do dziś.
Zapamiętałem plastikową lalkę umieszczoną pod igłą starej maszyny do szycia i wózek dziecięcy wypełniony ziemią, w którą wbito kilka krzyży (nie pamiętam, czy były tam też świece; nie będę sprawdzał, bo chodzi mi o wrażenie, nie o stan faktyczny). Pamiętam też inne fantazyjne rzeźby i instalacje, ale już nie tak wyraźnie, jak wózek i maszynę.
Później - tego samego dnia, albo kilka dni po wizycie w galerii - pojechałem z rodzicami na przejażdżkę po okolicznych miejscowościach. Wtedy odbyłem pierwszy swój spływ Dunajcem (być może data zachowała się na starej fotografii, która pewnie zalega gdzieś w szufladzie). Było ciepło, ale bez upału. Pamiętam wizytę na zamku w Niedzicy, skąd obserwowaliśmy ciężarówki jeżdżące po ogromnym placu budowy. Teraz w tym miejscu jest Zalew Czorsztyński.
Najbardziej wbił mi się w głowę krótki postój klika kilometrów od Czorsztyna (dziś wiem, że to przełęcz Snozka). Stał tam ogromny, szczerzący szpiczaste zęby zardzewiały potwór - „żelazne organy" Hasiora. Był fascynujący mimo zaniedbania i rdzy. Wznosił się wysoko na tle okolicznych szczytów, zdawał się czesać chmury swym wielkim grzebieniem. Tablicy nie pamiętam.
Mówi się, że sztuka współczesna jest niezrozumiała, uprawiana na wyrost i często niegodna by zwać się sztuką. Te sądy wygłaszają często ludzie myślący bardzo prosto: „Jeleń na rykowisku - piękna wartościowa sztuka, a te różne »Pikassy« i »Abakanowicze« to jakieś straszydła nie wiadomo po co i jak to może się ludziom podobać".
Fakt, aby zrozumieć sztukę nowoczesną, trzeba się jej nauczyć, przyzwyczaić się do niej. Potem łatwiej jest oglądać obrazy Matisse'a, Rothki, Instalacje Abakanowicz, czy choćby klasycznych już dziś Picassa i Dalego. Nie można potępiać ludzi za to, że zachwycają się jeleniem na rykowisku, ale od wielbicieli rzeczonego jelenia należy wymagać wzajemności dla sympatyków sztuki nie zawsze konkretnej. Niedopuszczalne jest również oglądanie sztuki przez pryzmat polityki. O to apeluję, jako wielbiciel Hasiora, o którego wielkości niech świadczy fakt (oczywiście obok wielu innych), iż jego dzieła zdolne były zrobić ogromne wrażenie na 9-letnim, chłopcu i wryć się w jego pamięć na dziesięciolecia.